Читаем Sami Swoi полностью

– Bierz kosę i galopem leć! I od tej chwili wszystko potoczyło się z taką szybkością, że żaden święty Florian ani inny święty nie byłby w stanie interweniować: gdy Jaśko zobaczył, jaką krzywdę wyrządził im Kargulowy pług, wystarczył jeden zamach. Błysnęła kosa, rozległ się straszny krzyk padającego oracza… A potem zapadła noc. W chacie Pawlaków paliła się naftowa lampa -widomy znak, że dzieją się tam rzeczy ważne i nikt już nawet nie myśli, żeby na nafcie oszczędzać. W blasku migotliwego światła pobłyskiwała stojąca groźnie w rogu kosa. To Kacper kazał ją tu postawić, żeby w razie czego można się było bronić przed odwetem Karguli. W chacie Karguli też paliła się lampa, bo ksiądz Paralata przybył do Władka z ostatnim namaszczeniem. A między jednym a drugim obejściem leżała miedza, odkrojona lemieszem na trzy palce. A na tej miedzy stała niezgrabna figura św. Floriana, odwrócona plecami do zagrody Pawlaków. Na siłę chciał Kargul pozyskać dla siebie opiekę nieba, ale na razie padł ofiarą ludzkiej sprawiedliwości, której bezlitosnym ramieniem okazał się Jaśko Pawlak. Swoim czynem wykazał, że ziemię szanuje, a że ziemia dla chłopa rzecz święta – tak więc i grzechu żadnego wedle Kacpra syn jego nie popełnił. Matka wkładała do parcianego worka skromny dobytek Jasia, szykując go do drogi, której końca wówczas nikt nie mógł przewidzieć. Ojciec wyciągnął kuferek, wyjął z niego buty z cholewami i kazał je włożyć synowi. Były to buty, w których Kacper wrócił z różnych frontów wojny światowej i wkładał je tylko na Boże Narodzenie i Wielkanoc. Teraz miały służyć synowi, by oddany boskiej opiece mógł w nich ujść przed niesprawiedliwością ludzkiego prawa, co w obrońcy ziemi każe widzieć zbója. Młodsze rodzeństwo Jaśka stało rzędem, a on gładził je po płowych główkach. Na końcu uścisnął Kazika.

– Ot, kłopot serdeczny – powiedział wówczas do brata.

– Myślał ja, że będziesz ty drużbą na moim weselu z Marcysią, a Bóg wie, czy my się kiedy jeszcze obaczym. Leonia chlipnęła po babsku, lecz Kacper nie pozwolił się roztkliwiać. Uważał, że Bóg i sprawiedliwość jest po ich stronie. Najlepszy dowód, że Święta Rodzina z wiszącego nad łóżkiem obrazu patrzyła tak ciepło na Jaśka, który klęcząc przed obrazem, powtarzał po ojcu:

– Dziękuję ci, Panie, żeś moją ręką pokarał Kargula…

– Nie wiadomo, może on i dycha jeszcze-odezwał się Kazik, ale ojciec syknięciem uciszył go, wskazując na klęczącego Jaśka.

– Człowiek z niebem dogaduje sia, a ten wtarabania sia…

– klęknął przy starszym synu i trącił go łokciem.

– Ano powtarzaj za mną przysięgę: Przysięgam na wszystko, co ma moc nade mną, że drogi do domu nie zaślepię i na ojcowiznę wrócę, żeb' nasze kości nie szukały się po świecie.

– Kacper przekrzywił głowę, wpatrzony błagalnie w oblicza na starym obrazie, i szeptał rotę przysięgi, jakby ustalał punkty umowy, którą w tej chwili zawierał z Panem Bogiem.

– A na Kargulowe plemię i pola spuść, dobry Panie Boże, wszystkie plagi egipskie – zerknął na Jaśka, odczekał, aż powtórzy słowo w słowo, po czym jeszcze wyżej wzniósł złożone modlitewnie dłonie: – Tylko się nie pomyl i Kargulowych sąsiadów, czyli nas, Pawlaków, niczym złym nie doświadczaj, bo my się praw Bożych i swojej miedzy trzymamy. A ziemi naszej bronić w prawie jesteśmy, boś Ty ją stworzył, nam ją we władanie przeznaczywszy…

<p>Rozdział 7</p>

… „Boś Ty ją stworzył, nam ją we władanie przeznaczywszy”.

Перейти на страницу:

Похожие книги