– Nasze transmitery nie pasują do syndyckich systemów szybkiego transportu podłączonych do ładowni zawierających pierwiastki śladowe.
– To rozwalmy kadłuby na wysokości tych ładowni, zyskując bezpośredni dostęp do nich – zasugerowała Desjani, w jej głosie dało się wyczuć, że uważa to rozwiązanie za oczywiste.
– Znakomity pomysł. – Geary natychmiast przekazał jej radę na jednostki pomocnicze.
– Takim sposobem spowodujemy sporo uszkodzeń strukturalnych… – zaczęła protestować Tyrosian.
– Te okręty Syndykatu będą nam potrzebne tylko do momentu ogołocenia ich z potrzebnych nam materiałów! Potem mogą się nawet rozlecieć na milion kawałków z powodu uszkodzeń strukturalnych, jakie nastąpią w wyniku wysadzenia poszycia w ich burtach. Do diabła, przecież tego właśnie chcemy, żeby Syndycy nie mieli z nich potem pożytku. Proszę przygotować zespoły przeładunkowe. Będziecie potrzebowali pomocy oddziałów desantowych przy robieniu tych otworów?
Tyrosian zrobiła urażoną minę.
– Mechanicy są lepsi w wysadzaniu niż komandosi, sir – oświadczyła.
– Kiedyś urządzimy wam na tym polu zawody, kapitanie. Proszę przystąpić do natychmiastowego wykonania rozkazów i dać mi znać, jeśli traficie na jakieś problemy.
Geary opadł na oparcie, oddychał ciężko, ciągle nie mógł wyjść z podziwu, że wspólnie zdołali tak szybko stworzyć cały plan działania. Spojrzał na Desjani i zobaczył, że ona także siedzi wygodnie i uśmiecha się do niego. Miała lekko poczerwieniałą twarz, jakby musiała przyśpieszyć kroku tuż przed metą.
– Kapitanie Desjani, czy ktoś już pani mówił, że jest pani cholernie dobrym oficerem floty?
Uśmiech na jej twarzy jeszcze się poszerzył.
– Dziękuję, sir.
Gdy Geary uspokoił oddech, mógł oddać się całkowicie obserwacji wspólnego dzieła. Tak wiele razy współpracował z Desjani, ale nigdy z takim skutkiem. Przewidywali swoje ruchy, wspierali się gdzie trzeba, razem stworzyli idealny plan działania floty. Gdyby miał to opisać inaczej, najbliższym prawdzie byłoby stwierdzenie, że uprawiali seks… nie uprawiając seksu. Spojrzał jeszcze raz na poczerwieniałą wciąż Desjani, tym razem z radości, i pomyślał, że ta metafora mogłaby się jej nie spodobać. Popatrzyła mu prosto w oczy, jej uśmiech nagle zaczął niknąć, ustępując zdziwieniu. Odwróciła się od niego. Wspaniale. Odebrał jej resztki radości głupim wyrazem twarzy.
I co teraz? Trzeba znaleźć sobie nowe zajęcie. Jak na przykład prowadzenie bitwy.
– Kiedy dostrzeże nas syndycka flotylla?
– Za pięć minut – odparła Desjani, znów profesjonalistka w każdym calu.
– Ale to wielkie skupisko naprawianych okrętów powinno już reagować na nasze pojawienie się w systemie.
– Niektóre się ruszyły. Widzi pan wskazania aktywności? Liny łączące niektóre remontowane jednostki i jednostki pomocnicze zostały zerwane. Wygląda na to, że okręty wojenne, które mogą nadal walczyć, szykują się do otwarcia ognia albo ucieczki.
– Mam tylko nadzieję, że jednostki remontowe nie zaczną za nimi uciekać. – „Uciekać” było słowem kluczowym tej operacji. Nawet szybka eskadra pomocnicza floty Sojuszu była taka jedynie z nazwy, choć podobno wyprodukowano ją z myślą o dotrzymywaniu kroku standardowym okrętom wojennym. Ale te latające fabryki albo stocznie czy nawet zwykłe latające warsztaty nie potrafiły manewrować jak rasowy krążownik, ich silniki pozwalały na uzyskanie zaledwie minimalnych przyśpieszeń i w niczym nie mogły się równać z osiągami jednostek innych klas bojowych. Na dokładkę syndyckie jednostki pomocnicze były wyładowane po brzegi częściami i surowcami potrzebnymi do produkcji amunicji i paliwa, co powinno je czynić jeszcze bardziej ociężałymi.
Wysunięte jednostki floty Sojuszu pokonały już punkt zwrotu nad polami minowymi, które strzegły tras prowadzących do studni grawitacyjnej i z powrotem. Każdy okręt, który przekraczał ten punkt, zaczynał wykonywać zwrot i przyśpieszać, lecąc prosto na wroga; flota przelatująca przez szczyt pola minowego przypominała wodospad poruszający się jakby wbrew prawom fizyki, w górę.
– Syndycy z flotylli strzegącej wrót powinni nas już zauważyć – rzuciła. – Powinniśmy zauważyć ich reakcję w jakieś… dwadzieścia do dwudziestu pięciu minut od momentu rozpoczęcia szarży zależnie od tego, co robili w tym czasie.
Po tak intensywnych działaniach, do jakich byli niedawno zmuszeni, kolejne dwadzieścia minut wlokło się jak obraz odtwarzany w zwolnionym tempie. Ale to opóźnienie pozwoliło Geary’emu na zapoznanie się ze wszystkimi raportami napływającymi nieprzerwanym strumieniem ze wszystkich okrętów. Po raz pierwszy od momentu, w którym flota wykonała pośpieszny skok na Lakotę, miał szansę na dokładniejsze przyjrzenie się aktualnym stanom zapasów i prowadzonych napraw.