Niektóre pamiętam. Greenberg, Thor Hansen, J. HardwickPotter, jego szofer Jim Wakeley; taki niski gość, był łazienkowym w klubie. Ale myślę, że jego szybko zabili. Nie było sensu marnować na niego czasu. No jeszcze szef, nie znałem jego nazwiska. Próbowałem sobie przypomnieć kto jeszcze — o Boże!
— Co się stało?
— Wiceminister Skarbu!
— Jesteś pewien?
— Tak. Pierwszego dnia. Przyszedł wtedy do klubu. Tylko jaki to był dzień? Ja nawet nie wiem, ile to trwało. Przecież on jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo Prezydenta…
Ale nikt już mnie nie słuchał. Miejsce, gdzie siedział Starzec było puste. Położyłem się wyczerpany i płakałem cicho. Po chwili zasnąłem.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Kiedy się obudziłem, miałem spękane usta i bolała mnie głowa.
— Jak się czujesz? — usłyszałem łagodny, kobiecy głos. Nieduża, ciemnowłosa istota pochyliła się nade mną z zatroskaną miną. Byłem już w wystarczająco dobrej formie, żeby docenić jej urok. Miała na sobie jakiś dziwaczny strój: białe, obcisłe szorty, wstęgę prawie przeźroczystego materiału na piersiach i chyba metalowy pancerz okrywający szyję i ramiona.
— Zdecydowanie lepiej — przyznałem.
— Pewnie czujesz niesmak w ustach?
— Straszliwy.
— Proszę, to ci pomoże — podała mi coś w szklance. Było ostre i paliło w język. Ale rzeczywiście pomogło.
— Nie — powiedziała surowo — proszę tego nie wypluwać. Przełknij jak grzeczny chłopczyk. Przyniosę ci trochę wody. Byłem posłuszny.
— Nazywam się Doris Marsden. Jestem twoją dzienną pielęgniarką.
— Miło cię poznać Doris — przyglądałem się jej z zachwytem. — Czy mogę zapytać, co oznacza ten strój? Nie żeby mi się nie podobał, ale wyglądasz jak postać z komiksu.
Spojrzała na siebie i zachichotała.
— Masz rację. Czuję się jak tancerka rewiowa. Przyzwyczaisz się wkrótce.
— Już się przyzwyczaiłem. Chciałem tylko wiedzieć dlaczego?
— Rozkaz Starca.
Nagle zrozumiałem wszystko i znowu opadłem z sił.
— Teraz czas na posiłek — powiedziała Doris. Trzymając tacę, usiadła na brzegu łóżka.
— Nie jestem głodny.
— Nic mnie to nie obchodzi — odrzekła zdecydowanie. Otwieraj buzię. Już!
— Czuję się już naprawdę dobrze. Daj mi działkę czegoś wzmacniającego i stanę na nogi.
— Żadnych środków pobudzających — powiedziała kategorycznie, wpychając we mnie jedzenie. — Specjalna dieta, dużo wypoczynku, później dostaniesz pigułki nasenne. Tak zarządził lekarz.
— To może przynajmniej dowiem się, co mi jest?
— Krańcowe wyczerpanie, wycieńczenie głodem, nieźle posunięty szkorbut. Poza tym świerzb, wszy, ale tego już się pozbyliśmy. Nie mów doktorowi, że wiesz o wszystkim. A teraz odwróć się na brzuch.
Zrobiłem to. Doris prawdopodobnie zmieniła mi opatrunki. Chyba cały byłem w ranach. Substancja, którą mnie smarowała szczypała trochę, ale zaraz potem poczułem przyjemny chłód. Myślałem o tym, co powiedziała i próbowałem sobie przypomnieć jak wyglądało moje życie z pasożytem.
— Drżysz — zauważyła Doris. — Coś nie w porządku?
— Nie, raczej dobrze — odpowiedziałem. Próbowałem się uspokoić. O ile pamiętam, nie jadłem częściej niż raz na dwa, trzy dni. Nie myłem się chyba wcale. Codziennie się goliłem i zmieniałem koszulę, bo tego wymagała maskarada, zapewniająca bezpieczeństwo pasożytowi. Nie mogę sobie przypomnieć, czy przez ten cały okres zdjąłem buty, które założyłem, uciekając z biura Sekcji. Były przecież takie ciasne.
— Jaki kształt mają moje stopy? — zapytałem z przerażeniem.
— Radziłabym nie interesować się tym — odparła Doris. Odwróć się z powrotem na plecy.
Chyba lubię pielęgniarki. Są spokojne, opiekuńcze i tolerancyjne. Chociaż moja nocna pielęgniarka, panna Brigs, w niczym nie przypominała Doris. Właściwie na swój wiek miała całkiem niezłą figurę, ale nie potrafiła się przyzwyczaić do przebrania jakie zaproponował Starzec. Nie widziała w nim nic zabawnego. Chodziła oburzona, z nadąsaną miną. Doris, niech będzie błogosławiona, pląsała kołysząc biodrami.
Obudziłem się w środku nocy, bo męczyły mnie koszmarne sny. Jednak panna Brigs odmówiła podania następnej pigułki nasennej. Zaproponowała mi, że pogra ze mną w pokera. W efekcie ograła mnie z połowy miesięcznego zarobku. Próbowałem wyciągnąć od niej jakieś informacje o Prezydencie, ale nie odzywała się. Tak, jakby nie wiedziała nawet, po co nosi ten śmieszny kostium. Myślałem, że zna chociaż jakieś oficjalne wiadomości, jednakże była ostatnio zbyt zajęta i nie interesowała się takimi sprawami. Poprosiłem więc, żeby przyniosła mi telewizor. To także okazało się niemożliwe, lekarz się nie zgadzał. Ciekaw byłem, kiedy w końcu zobaczę mojego doktora. Nie przyszedł, odkąd tu jestem. Panna Brigs stwierdziła, że on dużo pracuje, chociaż nie mogła sobie przypomnieć, ilu ma jeszcze pacjentów. Wtedy zadzwonił dzwonek i wyszła. Prawdopodobnie wzywał ją jakiś chory z rejonu.