— Tak myślałam. Jesteś bardziej poparzony niż ja. Poszła robić śniadanie. Wypiłem tylko filiżankę kawy. Ją także namawiałem, żeby dużo piła. Rozległe poparzenia to nie żarty. Nagle Mary odsunęła talerz.
Przykro mi, że to wszystko się wydarzyło, ale teraz wiem, co wtedy czułeś. Byliśmy tam oboje.
Westchnąłem. Wiedzałem, że miała rację. Wspólne przeżywanie szczęścia to nie wszystko.
— Musimy już iść — wyszeptała Mary i wstała.
— Tak, czas najwyższy — zgodziłem się. — Muszę jak najszybciej zabrać cię do lekarza.
— Nie to miałam na myśli.
— Wiem, że nie. — Nie było czasu na dyskusje. Oboje mieliśmy świadomość, że czas wakacji się skończył. Trzeba było wracać do pracy. Wehikuł, którym przylecieliśmy, wciąż stał na lądowisku niedaleko domu. W ciągu trzech minut uprzątnęliśmy pokój i byliśmy gotowi do drogi.
Ze względu na moje poparzone ręce prowadziła Mary.
— Polecimy prosto do biura Sekcji. Dowiemy się, jak wygląda sytuacja. Czy może wolałbyś najpierw do lekarza?
— Do Sekcji — zdecydowałem. Ręce bolały mnie straszliwie, ale nie zniósłbym następnej godziny niepewności, a poza tym chciałem już wrócić do pracy. Poprosiłem Mary, żeby włączyła ekran i znalazła wiadomości. Ale wyposażenie tego wraka nadawało się na złom. Nie mogliśmy złapać nawet fonii. Na szczęście, przynajmniej zdalne sterowanie działało.
Od dłuższego czasu zastanawiałem się nad jedną rzeczą.
— Jak to możliwe, że pasożyt znalazł się na kocie. Przecież zwierzę nie mogło być mu do niczego potrzebne. To dziwne.
— Masz rację.
— Niemożliwe, żeby to był przypadek. Wszystko, co robią te bestie ma swój sens, upiorny, ale logiczny.
— W ten sposób złapali człowieka.
— No tak. Ale jak mogły to zaplanować. Przecież chyba nie ma ich tyle, żeby ryzykować nikłą szansę złapania człowieka przez kota. A może jest ich aż tyle?
Przypomniałem sobie, w jakim tempie z jednego pasożyta robią się dwa, Kansas City zostało zalane pasożytami. Zadrżałem.
— Nie pytaj mnie o to. Nie potrafię odpowiedzieć. Do tego trzeba mieć komputer zamiast mózgu.
Miała trochę racji. Jej umysł nie był maszyną analityczną. Nie jest to żaden powód do zmartwienia. Mary jest doskonała w myśleniu logicznym, a poza tym ta jej intuicja.
— Nie zakładaj nic od razu. Pomyśl. Skąd mógł się wziąć ten pasożyt? Nie może chodzić, więc musiał zejść z innego żywiciela i dopadł Pirata. Kto to mógł być? Myślę, że nasz stary John Korton.
— John? Nie wiem, czy był żywicielem, nie podchodziłem nigdy do niego blisko.
— To nie ma znaczenia. To jest jedyna możliwość. John był jedyną osobą w okolicy, która nie podporządkowała się nakazowi chodzenia z odsłoniętymi plecami. Ale, po co pasożyt miałby przybywać aż tutaj w góry.
— Żeby złapać ciebie.
— Mnie?
— To znaczy, złapać cię znowu.
To miało sens. Może ludzie, którzy kiedykolwiek byli żywicielami są jakby naznaczeni. Może stwory te próbują ich odzyskać. W takim razie tych dwunastu kongresmenów, których uratowaliśmy, jest w niebezpieczeństwie. Pomyślałem, że dobrze byłoby przekazać te dane do analizy.
Z drugiej strony, mogłem być im potrzebny. Konkretnie ja. Tylko do czego? Byłem w końcu tajnym agentem. Mój pasożyt wiedział wszystko o mnie, a więc i o Starcu. To właśnie mógł być powód. Byłem blisko Starca, a on jest głównym przeciwnikiem pasożytów. To także mogli znaleźć w moim mózgu.
Ten pasożyt nawet z nim rozmawiał. Ale zaraz, zaraz on przecież nie żyje. Znowu cała moja teoria wzięła w łeb. Ale zaraz potem znowu wydało mi się to dziwnie logiczne i konsekwentne.
— Mary? — zapytałem. — Czy byłaś w swoim mieszkaniu od czasu, kiedy jedliśmy tam razem śniadanie?
— Nie. Dlaczego pytasz?
— Pod żadnym pozorem tam nie jedź. Przypominam sobie, że kiedy byłem żywicielem miałem zamiar tam zastawić pułapkę.
— Ale przecież nie zrobiłeś tego.
— Nie. Ja nie, ale ona może już tam być. Może czekają tam na ciebie albo na mnie. — Wyjaśniłem jej teorię „zbiorowej pamięci” McIlvaine’a.
Wtedy myślałem, że to jakieś bajeczki wymyślone przez szalonego naukowca. Teraz to jedyny sposób wyjaśnienia tych wszystkich zdarzeń i wszystko do siebie pasuje. Chyba, że założymy, iż stwory są głupie i jest im wszystko jedno czy łapią ludzi, czy ryby w strumieniu. To chyba niemożliwe.
— Poczekaj chwilę. Ta teoria mówi, że doświadczenie czy informacja jaką zdobędzie jeden pasożyt, jest udziałem wszystkich innych? Czyli to, co złapało mnie wczoraj było jednocześnie tym, co ty nosiłeś na plecach? Nieprawdopodobne.