Kot spojrzał na mnie, ale nie zareagował. Nie mogłem zostawić Mary, dopóki nie byłem pewien, że ogień jest ugaszony. Kiedy zgasł, rzuciłem się w kierunku kominka. Złapałem szufelkę do węgla. Nie miałem zamiaru dotykać tej bestii gołymi rękami. Ale pasożyta nie było już na podłodze. Zdążył dopaść Pirata. Kot stał sztywno, na szeroko rozstawionych łapach. Złapałem go i próbowałem przysunąć go do ognia. Szarpał się strasznie. Nie miogłem sobie z nim dać rady. Co chwilę jego pazury orały mi skórę. Nie zważając na wycie Pirata, trzymałem go nad ogniem. Jego futro płonęło, moje ręce także. Ale wytrzymałem, dopóki pasożyt nie wpadł do paleniska. Położyłem kota na podłodze. Był w bardzo ciężkim stanie. Sprawdziłem, czy nie płonie jego sierść i wróciłem do Mary.
Nadal była nieprzytomna. Klęknąłem przy niej i płakałem.
Przez następną godzinę starałem się zrobić dla Mary, co tylko mogłem. Miała prawie całkiem spalone włosy z lewej strony, poparzone plecy i szyję. Ale serce biło miarowo i oddychała normalnie. Nie straciła też zbyt dużo krwi. Opatrzyłem rany i zrobiłem zastrzyk przeciwbólowy i nasenny. Potem zająłem się Piratem.
Wciąż leżał na podłodze. Nie wyglądał dobrze. Pasożyt wykończył go jeszcze bardziej niż Mary. A poza tym ogień. Już myślałem, że nie żyje, ale kiedy dotknąłem go podniósł głowę.
— Przepraszam stary — wyszeptałem. Wydawało mi się, że zamiauczał. Opatrzyłem go. Nie dałem mu tylko środka nasennego i obejrzałem siebie.
Ucho przestało krwawić, ale martwiły mnie dłonie. Kiedy włożyłem je do wody, myślałem, że oszaleję z bólu. Tak samo, kiedy próbowałem wysuszyć je pod suszarką. Nie potrafiłem ich zabandażować, a poza tym były mi potrzebne.
W końcu wziąłem plastikowe rękawiczki, wypełniłem je maścią na oparzenie i założyłem. Maść znieczulała, jakoś mogłem wytrzymać. Połączyłem się z miejscowym lekarzem.
Mam przyjść do pana w nocy? — zapytał. — Pan chyba żartuje.
Próbowałem go przekonać, że nie mam nastrojów do żartów.
— Moja żona może umrzeć.
— Człowieku! — odpowiedział. — To czwarty alarm tej nocy. Ale nikt nie wychodzi w nocy na ulicę. Rano do pańskiej żony przyjadę w pierwszej kolejności.
Powiedziałem mu, żeby rano w pierwszej kolejności poszedł do diabła i wyłączyłem się.
Pirat umarł zaraz po północy. Pochowałem go natychmiast, żeby Mary tego nie widziała. Pożegnałem się z nim i wróciłem do domu. Mary leżała cicho. Przystawiłem sobie krzesło do jej łóżka i czuwałem.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI
Nad ranem Mary zaczęła jęczeć. Położyłem rękę na jej czole.
— W porządku kochanie. To ja, Sam. Już dobrze. Otworzyła oczy i przez moment zobaczyłem w nich to samo przerażenie, co wczoraj. Kiedy mnie zobaczyła, uspokoiła się.
— Sam, kochanie jak dobrze, że jesteś. Miałam taki straszny sen!
— Już w porządku — powtórzyłem.
— Dlaczego masz na sobie rękawiczki? — Popatrzyła na swoje rany i bandaże, i przestraszyła się. — Sam, to nie był sen!
— Nie, najdroższa, to nie był sen. Ale już wszystko w porządku. Zabiłem to.
— Zabiłeś? Jesteś pewien, że to nie żyje?
— Na pewno.
— Sam, proszę, przytul mnie mocno.
— Będą cię bolały ramiona — powiedziałem.
— Przytul mnie!
Objąłem ją delikatnie, by nie sprawić bólu. Po chwili uspokoiła się i przestała drżeć.
— Wybacz mi kochanie, że reaguję po babsku. Jestem słaba.
— Nie martw się tym, ja zachowywałem się podobnie.
— Opowiedz mi teraz, co się stało. Ostatnią rzeczą, którą pamiętam, to to jak próbowałeś mnie wciągnąć do kominka.
— Wiesz, że nie mogłem inaczej. Musiałem go jakoś zdjąć. Objęła mnie i przyciągnęła do siebie.
— Wiem, wiem i dziękuję ci. Znowu zawdzięczam ci życie. Rozpłakaliśmy się oboje.
— Nie odpowiadałaś, kiedy cię wołałem.
— Pamiętam. Kochanie, tak się starałam. Popatrzyłem na nią uważnie.
— Wiem. Ale przecież jeżeli dopadnie cię pasożyt nie ma możliwości z nim walczyć.
— Tak, dlatego przegrałam, ale starałam się ze wszystkich sił.
Mary w jakiś nieznany mi sposób próbowała walczyć z pasożytem. Ja tego nie potrafiłem. Zrozumiałem, że jest silniejsza ode mnie. Gdyby tak nie było, nie wytrzymałaby tego. A i ja nie dałbym sobie rady.
— Powinnam była wziąć latarkę — powiedziała. — Ale ja nigdy tutaj nie czułam strachu.
Wiedziałem o czym mówi. To było bezpieczne miejsce jak miękkie ciepłe posłanie, albo czyjeś silne ramiona.
Pirat przybiegł do mnie, gdy tylko go zawołałam. Nie widziałam pasożyta, poczułam go dopiero, kiedy go dotknęłam. Ale wtedy było już za późno. — Usiadła nagle. — Gdzie on jest Sam? Nic mu się nie stało? Zawołaj go.
Musiałem jej powiedzieć o Piracie. Patrzyła na mnie ze smutkiem. Później już nigdy tego nie wspomniała.
— Teraz, kiedy już czujesz się lepiej, zróbmy jakieś śniadanie.
Najwyraźniej chciała wstać.
— Zostań! — zawołałem.
— W żadnym razie. Zejdę na dół i zrobię ci śniadanie.
— Nie, nie zgadzam się. Ty zostaniesz w łóżku jak grzeczna dziewczynka.
— No to zdejmij te rękawiczki i pokaż mi swoje dłonie. — Nie zdjąłem ich. Nie chciałem nawet pomyśleć, co by się stało, gdyby znieczulenie przestało działać chociaż na chwilkę. Mary westchnęła.