Tak duże siły, trzymając się blisko, lecz poza zasięgiem jego floty, mogły stanowić ciągłe i wielkie zagrożenie. Ludzie mogli naginać prawa fizyki w normalnej przestrzeni, przyspieszając i wyhamowując pęd swoich okrętów dzięki kompensatorom z przeciążeniami, przy których każda konstrukcja i ciało powinny się rozpaść na atomy, ale jeszcze nikt nie wpadł na to, jak zniwelować takie czynniki, jak czas czy gigantyczne odległości. Syndycy byli zbyt daleko od okrętów Sojuszu i doścignięcie ich nie wchodziło w rachubę. Powinni zmniejszyć ten dystans, by móc walczyć, najwyraźniej jednak nie zamierzali tego zrobić.
– Ich cel, gdziekolwiek jest, znajduje się z dala od naszych pozycji – mruknęła Desjani, obserwując zmniejszające się coraz bardziej stożki prawdopodobieństwa, za pomocą których przewidywano aktualny kurs wrogich jednostek. – Wygląda na to, że nie starają się zwiększyć odległości, ale też nie zamierzają podejść bliżej.
Czyżby jednak wybrali negocjacje, chcąc uniknąć z góry przegranej walki? Na razie Geary nie otrzymał żadnej odpowiedzi na wysłane ultimatum.
– Chcą, abyśmy mieli ich cały czas na karku. I dobrze. Nie zwracajmy na nich uwagi i skierujmy się na główną zamieszkaną planetę. To da dowódcom flotylli mniej więcej dwie doby na zastanowienie się, czy chcą czekać tam bezczynnie, kiedy my będziemy spuszczać bomby na głowy ich przełożonych. Albo przystąpią do walki, albo oddadzą nam zwycięstwo. – Nie było to zbyt satysfakcjonujące rozwiązanie, niemniej najlepsze z możliwych.
– Skoro nie możemy ich dogonić, musimy sprawić, by sami przyszli do nas – stwierdziła mocno sfrustrowana Desjani.
Flota wykonała kolejny zwrot, ruszając prosto na gwiazdę i planetę krążącą wokół niej w odległości zaledwie ośmiu minut świetlnych.
Minęło dziesięć następnych godzin, podczas których kolejne instalacje obronne znikały pod ciosami głowic kinetycznych. Salwę oddano z ogromnej odległości, tak wielkiej, że niektóre z kamyczków będą potrzebowały jeszcze wielu godzin, a nawet dni, by dotrzeć do celu, ale nikt się tym teraz nie przejmował, ponieważ wróg nie miał żadnych szans, by uniknąć zagłady.
W końcu nadeszła wiadomość od Syndyków, nie pochodziła wszakże z żadnej z planet systemu.
– Sir, otrzymaliśmy przekaz z pokładu okrętu flagowego flotylli – zameldował wachtowy z komunikacyjnego.
Geary pomyślał o uczuciu zwanym déjŕ vu, gdy na ekranach pojawił się obraz. Siedział w tym samym fotelu, w tym samym systemie gwiezdnym i widział twarz tego samego DONa.
– To on?
– Tak, ten sam człowiek, który dowodził siłami Syndykatu podczas zasadzki. Z jego rozkazu zamordowano admirała Blocha i pozostałych wyższych dowódców floty – potwierdziła Desjani, choć każde kolejne słowo wypowiadała z większym trudem. Nie darzyła admirała Blocha specjalną estymą, ale czuła wielką wściekłość, gdy przypomniała sobie, jak zdradziecko został zwabiony przez Syndyków i zamordowany.
– Tak. To on. – Geary przypomniał sobie, jak słuchał tego właśnie DONa żądającego bezwarunkowego poddania okrętów Sojuszu, które przetrwały pierwsze starcie. Gdyby zechciał, mógłby znaleźć w archiwach „Nieulękłego” transmisję z widocznym dokiem flagowca, w którym rozstrzelany został Bloch i pozostali oficerowie. Nic więc dziwnego, że Geary poczuł rosnący gniew, gdy znowu ujrzał twarz tego człowieka.
Patrzący z ekranów DON uśmiechał się, jakby wiedział, że go pamiętają, i cieszył się z tego, jak reagują.
– Światy Syndykatu pozdrawiają admirała Geary’ego. Jestem Shalin, DON pierwszego poziomu.
– Ma więcej medali niż poprzednio – prychnęła Desjani, dając się ponieść furii. – Pewnie za to, czego dokonał tutaj ostatnim razem.
DON przemawiał tymczasem dalej:
– W interesie całej ludzkości gotowi jesteśmy zaakceptować zawieszenie broni w tym systemie. Wyrażamy chęć podjęcia negocjacji z waszą flotą. – Wpatrzony w niego Geary zastanawiał się, czy przypadkiem nie opadła mu szczęka, i to dosłownie. Słowa o negocjacjach po tym, czego dokonał poprzednim razem, zabrzmiały niczym najgorsza obelga. – Mamy tutaj znaczącą liczbę jeńców wojennych – dodał tymczasem DON niedbałym tonem. – Pojmaliśmy ich podczas waszej ostatniej wizyty w tym systemie. Rozmieściliśmy ich w wielu kluczowych miejscach. Szkoda, że giną teraz pod waszymi bombami. Czekam na odpowiedź i wierzę, że zachowacie powściągliwość w dalszych działaniach, by nie mnożyć niepotrzebnie ofiar i strat.
Obraz zniknął, a Geary aż zamrugał oczami z niedowierzaniem.
– W jakim celu oni to zrobili? Chcieli nas rozwścieczyć?
– Jeśli tak, to im się udało – warknęła Desjani.
– Naprawdę rozmieścili jeńców wojennych w pobliżu instalacji obronnych? – Znał odpowiedź na to pytanie, lecz pragnął, by ktoś ją potwierdził. Sekcja wywiadu nadal nie znalazła śladu obozów jenieckich, co oznaczało, że jeśli byli tutaj jacyś jeńcy, przetrzymywano ich w małych grupach.