– Pewnie będziemy się musieli do tego przyzwyczaić – mruknęła Desjani na tyle cicho, żeby politycy jej nie usłyszeli.
Senator Costa nadęła się mocno.
– Admirale Geary, my tu wypracowujemy stanowisko w sprawie rotacyjnego zajmowania miejsca w fotelu obserwatora.
Rione stojąca za nią i Sakaim uniosła ręce w geście poddania, zanim sama się odezwała.
– Może powinniśmy prowadzić ten dyskurs w innym miejscu – zasugerowała swoim kolegom po fachu. – Gdzieś, gdzie jest spokojnie i nie będziemy przeszkadzać załodze.
– W brygu panuje kompletna cisza i spokój – mruknęła pod nosem Desjani.
– Taniu! – napomniał ją Geary także szeptem, zanim ponownie zabrał głos. – To znakomita sugestia, pani współprezydent. Załatwcie to między sobą, proszę. – Nie chciał, by go mieszano w tę sprawę, ponieważ obawiał się, że bardzo szybko by stracił cierpliwość do polityków i rozkazał im dojść do porozumienia pod groźbą kary. A rozkazywanie senatorom mogłoby zbyt łatwo wejść mu w krew. Wiedział zaś, że nie może sobie pozwolić na takie traktowanie rządzących, mimo iż jego podwładni i społeczeństwo Sojuszu z radością by go poparli.
Twarz senatora Sakaiego pozostała nieprzenikniona, lecz zgodził się na tę propozycję, skinąwszy głową.
– Dobrze, admirale. Ufamy jednak, że raczy nas pan powiadomić o zdławieniu oporu wroga.
Zdaje się, że w jego opinii rozbicie tej flotylli jest zwykłą formalnością, pomyślał Geary, ale skwitował to stwierdzenie skinieniem głowy.
– Oczywiście.
– Jestem dumny – dodał Sakai – że widzę tak wielu obywateli Kosatki pełniących kluczowe role w strukturach naszej floty. Nie byłoby nas dzisiaj tutaj, gdyby nie ich bezgraniczne poświęcenie.
Desjani, odwrócona do niego tyłem, przewróciła oczami, lecz gdy odpowiadała, w jej głosie dało się wyczuć szacunek.
– Dziękuję, senatorze.
Zanim Sakai opuścił mostek, wychodząc z obiema koleżankami, pełniący służbę wachtowi z Kosatki także mu podziękowali, grzecznie, krótko i zwięźle.
Geary nie zdziwił się specjalnie, gdy moment później ujrzał senator Costę. Kobieta zasiadła z dumą na fotelu obserwatora. Spodziewał się, że Rione odstąpi to miejsce bez walki komuś z towarzyszącej jej pary, wiedziała bowiem doskonale, że przez najbliższe kilka godzin nic ciekawego nie może się wydarzyć. Musi upłynąć jeszcze co najmniej sto dwadzieścia minut, zanim Syndycy strzegący wrót zauważą przybycie floty Sojuszu. Kolejne trzy godziny muszą upłynąć do chwili, gdy na „Nieulękłym” da się zobaczyć, jak na ten fakt zareagowali.
W ciągu następnej godziny flota posuwała się nieprzerwanie w kierunku Syndyków, ale prócz tego niewiele się działo. Jedynym wyjątkiem były uderzenia głowic kinetycznych, które właśnie zaczęły docierać do najbliżej położonych celów. Costa zaczynała się niecierpliwić. Kolejna godzina minęła i nadal nic się nie działo. Prędkość 0.1 świetlnej jest ogromna, a z taką właśnie się poruszali. Okręty Sojuszu pokonywały ponad trzydzieści tysięcy kilometrów z każdą sekundą, lecz przy ogromie kosmosu wydawać się mogło, że pełzną wolniej od ślimaków. Z taką prędkością mogli dotrzeć w pobliże wroga dopiero za ponad dobę. Tyle też czasu mieli do ewentualnego starcia.
– Powinni już nas widzieć – stwierdziła Desjani, odzywając się na tyle głośno, by usłyszała ją też Costa. – Jeszcze tylko trzy godziny i zobaczymy ich reakcję.
Polityczka, wyglądająca już na mocno znudzoną, skrzywiła się.
Geary wstał.
– Przejdę się i rozważę kilka kwestii. Proszę dać mi znać, gdyby coś się wydarzyło przed upływem tych trzech godzin.
– Tak jest.
Dwie godziny później wrócił na mostek. Na fotelu obserwatora siedziała tym razem Rione, ale nie wyglądała na szczególnie zadowoloną, że udało jej się wykiwać pozostałą dwójkę i zarezerwować sobie miejsce na bardziej interesujące chwile. Co ciekawe, Geary dostrzegł na jej twarzy niepokój.
– Co się dzieje?
– Nic.
Nie powiedziała nic więcej, więc Geary zajął swoje miejsce, skinąwszy głową równie pobudzonej Desjani.
– Jak wygląda sytuacja? – zapytał.
– Dobrze – odparła Desjani, lecz widać było, że jest nie w sosie.
– Co panią gryzie?
– Nie potrafię tego sprecyzować, admirale. A co pana gryzie?
– Sam nie wiem.
Mijały kolejne minuty, w końcu rozległy się dzwonki alarmowe w operacyjnym. Sensory floty wychwyciły reakcję Syndyków na ich przylot.
– Wycofują się – stwierdziła Desjani, spoglądając na niego spode łba.
Okręty Syndykatu wykonały zwrot i zaczęły się oddalać od wrót hipernetowych, choć bynajmniej nie w kierunku nadlatującej floty Sojuszu.
– Ciekawe, gdzie zmierzają – mruknął Geary.