„Stalin nastawił muzykę taneczną i zaczęliśmy tańczyć. Jedynym dobrym tancerzem wśród nas był Anastas Iwanowicz Mikojan. Tańczył Mikojan, potem tańczył Woroszyłow, tańczyli wszyscy. Ja nigdy nie przesuwałem nóg, tańczę jak krowa na lodzie, ale ja także tańczyłem. Kaganowicz tańczył. To także tancerz nie lepszej klasy niż ja. Malenkow taki sam, Bułganin kiedyś tańczył, pewnie w młodości. Przytupywał w takt coś rosyjskiego. Stalin także tańczył — przesuwał nogi i rozkładał ręce... Śpiewaliśmy, znaczy się. Śpiewaliśmy, to znaczy wtórowaliśmy płytom, które nastawiał Stalin. Potem pojawiła się Swietłanka [córka Stalina — przyp. R.K.]... Stalin od razu zażądał, żeby tańczyła. Tańczyła, znaczy się. Potem już się zmęczyła, widziałem, jak ledwie, ledwie się rusza... Stalin już chwiał się na nogach i mówi: No, Swietłanka, tańcz! A ona: Już przecież tańczyłam, tatusiu, zmęczyłam się. Ale Stalin chwycił ją tak, za włosy, całą garścią, znaczy się za czub, że tak powiem, i pociągnął, znaczy się, bardzo... pociągnął, szarpał i szarpał” (N. Chruszczow — „ Fragmenty wspomnień”).
Szedłem w stronę Pałacu Senatu, kiedy nagle wyrosło przede mną dwóch ludzi. Młodzi, dobrze zbudowani, w szarych garniturach. Nie wiem, skąd się wzięli, takie to było momentalne. Momentalne, zdecydowane, stanowcze. Jeden z nich uniósł rękę, dając znak — stop. Nic więcej, ale wszystko to wyglądało bardzo poważnie i ostatecznie. Nie zadali żadnego pytania — była to scena bez słów. Stałem chwilę, zastanawiając się, co robić, w końcu zawróciłem i zacząłem iść w stronę Arsenału (XVIII wiek itd., ale w tym momencie nie miało to znaczenia).
Szedłem, a dogasające słońce świeciło mi w oczy. Może dlatego tak późno zobaczyłem przed sobą dwóch ludzi. Młodzi, dobrze zbudowani, w szarych garniturach. Tacy sami jak ich poprzednicy, nawet identyczni, ale oczywiście inni. Jeden z nich uniósł rękę w wyćwiczonym geście — stop. Stanąłem, znowu sekundy wahania, ale potem skręciłem w bok. Natychmiast zniknęli.
Nie wiedziałem, dokąd pójść, gdzie się podziać — Kreml znałem tylko z fotografii, z albumów. Ale dostrzegłem znaną mi ze zdjęć prostokątną sylwetkę Pałacu Zjazdów. Ruszyłem w tym kierunku. Zjazd Sybiraków odbywał się jednak w innym budynku, bo kiedy tylko podszedłem bliżej, stanęło przede mną dwóch młodych ludzi. Dobrze zbudowani, w szarych garniturach. Poza tym wewnątrz pałacu było ciemno, a wszystkie drzwi wejściowe zamknięte. Postanowiłem ruszyć na południe, ponieważ tam właśnie widziałem połyskujące kopuły cerkwi i soborów. Miałem nadzieję, że może tam gdzieś pozwolą mi wejść i coś
Na tym etapie wędrówki doszedłem do wniosku, że mogę liczyć na powodzenie swojej wyprawy, jeżeli wszędzie będę szedł zdecydowanym krokiem i nawet z pewnym pośpiechem, poruszając się po linii prostej od punktu A do wcześniej wybranego punktu B.
Ale i ten sposób nie uwolnił mnie od spotkań z coraz to nowymi tandemami dobrze zbudowanych ludzi w szarych garniturach. Było to tak, jakbym idąc niechcący naciskał jakiś sekretny kamień i uwalniał niewidoczną sprężynę, która wyrzucała w moją stronę dwóch bliźniaczo podobnych ludzi. Cofałem się lub skręcałem w bok, a oni z równą szybkością, z jaką się pojawiali — natychmiast znikali.
Nadal wszędzie było pusto.
Zerwał się przedwieczorny wiatr, w panującej tu ciszy słychać było tylko jego sporadyczne poszumy i zawodzenia. Szedłem przez plac Soborowy, minąwszy po drodze olbrzymi Sobór Uspieński i wyniosłą dzwonnicę Iwana Wielkiego. Człowiek wszędzie czuje się tu mały, przygnieciony ogromem tych świątyń, oszołomiony ich unikalną architekturą.
W końcu doszedłem do Wieży Borowickiej, bardzo strzeżonej, bo przez jej bramę wjeżdżają na Kreml najwyżsi przywódcy. Chciałem zobaczyć to miejsce, bo właśnie czytałem książkę o Berii, a 25 czerwca 1953 Beria wjechał tędy na Kreml po raz ostatni. Stalin nie żył już od czterech miesięcy. Jego miejsce zajął Chruszczow. Chruszczow bał się, że Beria go zastrzeli i obejmie władzę, więc chciał uprzedzić ten cios i aresztować Berię. W książce, o której wspomniałem („Beria: koniec kariery”), ówczesny dowódca okręgu Moskwy, marszałek K. G. Moskalenko, wspomina: „25 czerwca o 9-ej rano z Kremla zadzwonił do mnie Chruszczow. Powiedział, żebym wziął zaufanych łudzi i przyjechał na Kreml do gabinetu premiera Malenkowa, w którym kiedyś urzędował Stalin. Dodał, żebym wziął ze sobą mapy, a także cygara. Powiedziałem, że nie palę, rzuciłem palenie jeszcze w czasie wojny. Chruszczow roześmiał się i powiedział, że będą potrzebne cygara, ale nie te, które mam na myśli. Dopiero wówczas domyśliłem się, że chodzi o to, abym wziął ze sobą broń”.
Chruszczow mówi o cygarach, nie może powiedzieć o pistoletach, ponieważ wszyscy wszystkich podsłuchują, sprawa może się od razu wydać.