Читаем Messier 13 полностью

Bess skrzywił się. Odwrócił głowę i spojrzał przez ramię na Weytha, jakby oczekując od niego interwencji, po czym wrócił do poprzedniej pozycji i postukał palcami o powierzchnię pulpitu.

— Widzisz — zaczął, nie patrząc na mnie — to stworzenie, które znalazłeś w opuszczonym laboratorium, było naprawdę pilotem. Zbadaliśmy obiekt, ale nie znaleźliśmy śladu jakichś zapisów pamięciowych ani niczego w tym rodzaju. W ogóle wygląda na to, że usunięto stamtąd aparaturę, zanim jeszcze ta istota zginęła… albo zaraz potem. Niemniej obecność obcego laboratorium w tym rejonie nie musi być przypadkowa. Może, ale nie musi. Rozumiesz?

— To rozumiem — zgodziłem się. — Może, ale nie musi. Brzmi to w gruncie rzeczy dość jasno…

Znowu przez chwilę panowało milczenie. Łysy specjalista przyjrzał mi się uważniej, tym razem już bez śladu owej ojcowskiej tkliwości, i ostentacyjnie zajął się swoimi okularami.

— Jedyne, co udało nam się ustalić — podjął po jakimś czasie Bess — to kierunek, z którego przybył ów obiekt. Wzięliśmy pod uwagę szybkość, drogę, jaką przebył w obserwowanym przez nas okresie, i tak dalej. Po naniesieniu poprawek uwzględniających pola grawitacyjne, o które otarł się w swojej podróży, doszliśmy do wniosku, że przywędrował od strony Chmury Strzelca. Nie stamtąd oczywiście, chodzi, jak powiedziałem, o kierunek. Kierunek, w którym możemy spróbować wysłać patrol…

Musiałem się uśmiechnąć. Patrol? I na to potrzebowali mojej zgody?

— Kiedy mam lecieć? — spytałem, starając się, żeby to wypadło możliwie najbardziej naiwnie.

Gruby specjalista przybrał stroskany wyraz twarzy. Bess żachnął się. Sylwetka Weytha na tle okna zafalowała.

— Nie w tym rzecz… — zaczai jeden z siedzących dotąd w milczeniu mężczyzna. Spojrzałem w jego stronę i umilkł.

— Poleci Weyth — burknął Bess. — Ale tym razem zabawimy się. w prawdziwych agentów. Nasi specjaliści — wymówił te słowa ze szczególnym naciskiem, jakby chciał podkreślić, że chodzi o najwyższy stopień wtajemniczenia — dadzą mu postać tego stworzenia, które znalazłeś w obcym obiekcie. Jeżeli spotka „swoich”… — zawiesił głos i uśmiechnął się. Nie był to miły uśmiech.

— Jeżeli spotka swoich pobratymców — mruknąłem — to pewnie będą już wyglądać inaczej niż ten cudaczny pilot, wysłany w przestrzeń licho wie, ile wieków temu. Aparatura, ubrania, konstrukcje i tak dalej. Nie sądzę, aby uwierzyli, że to jeden z nich. Ale mój sąd was chyba nie interesuje?…

Nie pomyliłem się. Zresztą trudno przypuścić, żeby nie brali pod uwagę wątpliwości, którymi pozwoliłem sobie podzielić się z nimi. Po prostu dostrzegli pewną szansę. Niewielką, ale zawsze. W każdym razie pominęli moje słowa milczeniem.

— I na to właśnie powinienem się zgodzić? — spytałem już normalnym tonem, przestając udawać zdziwionego.

Bess podniósł się. Przechylił się do przodu, oparł dłońmi o powierzchnię pulpitu i utkwił we mnie spojrzenie swoich szarych oczu.

— Weyth zgodził się na operację — powiedział z naciskiem. — Nie możemy was zmusić, żebyście zmieniali ludzkie ciało na inne. To bądź co bądź zabieg chirurgiczny, chociaż nasi specjaliści — znowu podkreślił te słowa — zapewniają, że rzecz jest najzupełniej obojętna dla zdrowia… zarówno przekształcenie plastyczne, jak i powrót do dawnej postaci. Oczywiście przed operacją zdejmą wam dokładny zapis… ale tego nie muszę mówić… — urwał i nadal wpatrywał się we mnie obojętnym wzrokiem, jakby chciał mi dać do zrozumienia, że powiedział i tak więcej, niż było trzeba.

Proszę. Po pierwsze, już nie „zabieg”, tylko operacja, a po drugie nie Weythowi, tylko „wam”. Dlatego potrzebna im moja zgoda.

— Mamy lecieć we dwójkę?

— Na razie nie wiemy jeszcze, czy ty polecisz — odezwał się po dłuższej chwili milczenia gruby specjalista. — Bess pytał, czy się zgadzasz?…

— W końcu — bąknął od niechcenia Bess, prostując się — i tak nie masz tu właściwie nic do roboty. Na Petty jesteś spalony…

— Więc dokąd właściwie chcecie mnie wysłać? — spytałem. — Bo przecież ten kosmaty pilot siedział w swoim pudle sam. I lepiej będzie, jeśli Weyth także ruszy bez towarzystwa… jeśli już ma kogoś udawać. Chcecie posłać dwa statki? Mogą policzyć…

— Ty poleciałbyś na Petty — odkrył wreszcie karty Bess. — Oczywiście nie do naszej bazy. Urządziłbyś sobie pracownię gdzieś na uboczu… najlepiej na sąsiednim kontynencie, tam gdzie zaobserwowano kilka razy te jakieś tajemnicze zjawiska. Jeśli to rzeczywiście goście z kosmosu interesują się naszymi archeologami, to możemy się spodziewać, że wyglądają dokładnie tak samo, jak ów, jak go nazwałeś, kosmaty pilot. Inaczej mówiąc, że należą do tej samej cywilizacji. Dotąd nie spotkaliśmy żadnej i trudno przypuścić, żeby naraz spadły nam z nieba aż dwie i to najzupełniej różne. Chyba jasne. Więc posiedzisz sobie na Petty i będziesz miał na oku zarówno naukowców, jak i tych hipotetycznych przybyszów. Gdyby przypadkiem naprawdę się pojawili, zobaczysz, czy nie uda ci się zbliżyć do nich… rzecz prosta, jeśli będziesz wyglądał tak jak oni.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Аччелерандо
Аччелерандо

Сингулярность. Эпоха постгуманизма. Искусственный интеллект превысил возможности человеческого разума. Люди фактически обрели бессмертие, но одновременно биотехнологический прогресс поставил их на грань вымирания. Наноботы копируют себя и развиваются по собственной воле, а контакт с внеземной жизнью неизбежен. Само понятие личности теперь получает совершенно новое значение. В таком мире пытаются выжить разные поколения одного семейного клана. Его основатель когда-то натолкнулся на странный сигнал из далекого космоса и тем самым перевернул всю историю Земли. Его потомки пытаются остановить уничтожение человеческой цивилизации. Ведь что-то разрушает планеты Солнечной системы. Сущность, которая находится за пределами нашего разума и не видит смысла в существовании биологической жизни, какую бы форму та ни приняла.

Чарлз Стросс

Научная Фантастика