Читаем Messier 13 полностью

— Może nie wiesz — skinąłem głową — ale my musimy być pewni. Musimy wiedzieć, co zdołali z ciebie wyciągnąć… pomimo że poleciałeś do nich pozbawiony pamięci o faktach, które powinny pozostać znane wyłącznie ludziom. Z człowieka można wyciągnąć wszystko… jeśli ma się aparaturę informatyczną… nawet nieco gorszą od naszej. A oni, zdaje się, mają lepszą. Więc obawiam się, że będziesz musiał jeszcze poczekać… chyba że sobie wreszcie przypomnisz?…

Jęknął i złapał się za głowę. Natrafił palcami na kaptur z kablami i cofnął ze wstrętem palce.

— Nie wiedziałem nic a nic o obcych — wymamrotał. — Dlaczego mnie tak dusicie? O co mnie podejrzewacie?…

— Ja o nic — odpowiedziałem. — Ja tylko robię to, co mi polecił Bess. Jestem taki sam jak ty — oświadczyłem, zastanawiając się w duchu, ile w tym prawdy. — Też wykonuję jego rozkazy. Jedynie przypadkiem jest tak, że to ja pytam, a ty odpowiadasz. Równie dobrze mogło być na odwrót… i ja latam sam w dużych statkach. Więc nie rób mi trudności. Pamiętasz, jak poruszamy się w przestrzeni?

— Co to znaczy? — spytał podejrzliwym tonem.

— Jak rozchodzi się światło?

— Światło… nie wiem.

Westchnąłem. Nie wie. Nie słyszał o nadprzestrzeni, o czarnych korytarzach, o nawigacji międzygalaktycznej. Gadaj do lampy.

— No dobrze — mruknąłem bez przekonania — więc jak to było, kiedy się ocknąłeś? Byłeś pewny, że wszystko w porządku. Długo trwało, zanim przystąpiłeś do lądowania?

— Nie wiem — odrzekł z namysłem — ale chyba nie…

— Co to znaczy chyba? — podniosłem głos. — Przecież to, u licha, powinieneś wiedzieć, czy coś trwa długo, czy krótko. Czy długo ze sobą rozmawiamy?…

— Poczekaj — uspokoił mnie gestem — nie, lądowałem bez przygotowania. Zastanawiałem się, co tam robię i ujrzałem w ekranie ląd… myślałem, że jestem chory… nie wiem, co myślałem. Zaraz potem poczułem przeciążenie i usiadłem.

— Wiedziałeś, gdzie jesteś?

— Wiedziałem, że znam to miejsce. Ale nie mogłem sobie przypomnieć, skąd. Siedziałem w fotelu i czekałem. Wreszcie otworzyła się klapa śluzy…

— Sama?

— Potem mi powiedzieli, że otworzył ją Bess… zdalnie. Wtedy wyszedłem.

Wyszedł. Wyszedł z rakiety na otwartym lądowisku i obejrzał sobie dokładnie całą stację, z jej agregatami, rozmieszczeniem anihilatorów, anten, zwierciadeł, automatów strażniczych, stabilizatorów pola ochronnego… nieźle. Zważywszy, że wtedy miał jeszcze ten nadajnik, który przekazywał sygnały… w każdym razie nie nam. A teraz są tacy ostrożni. Rychło w czas. Powinni go puścić i przeprosić. Tamci i tak wiedzą już wszystko, co chcieli. W tej chwili na przykład siedzą i śmieją się z nas w kułak, że tak sprytnie przerwaliśmy im łączność z ich szpiegiem… człowiekiem. Przerobionym na ich modłę, ale niedokładnie. Jeśli trafił do wyglądających tak jak on sam teraz. Bo równie dobrze mogło chodzić o istoty, które, na przykład, rezydowały kiedyś na Petty… albo o zupełnie inne. Powiedzmy takie, którym nie przyszło na myśl, że osobnik z gębą małpy, kudłaty i z garbami może reprezentować jakąkolwiek rozwiniętą cywilizację. Więc wzięli go po prostu za coś w rodzaju organicznego automatu i odpowiednio z nim się obeszli. Jeśli zważyć, że w dodatku nie wiedział więcej, niż wie pierwszy lepszy oswojony pies… na Ziemi. Czy przyszło im na myśl, że bębny pamięciowe, które splądrowali, jeśli dokonali tego rzeczywiście, zawierają losy tego właśnie osobnika, którego złapali? Czy wszyty w jego skórę nadajnik nie utwierdził ich w mniemaniu, że mają do czynienia ze zwierzęciem właśnie? Pytania. Mnóstwo pytań. Tymczasem ode mnie oczekuje się odpowiedzi.

— Długo trwało, zanim znalazłeś się tutaj, w tej kabinie? — spytałem jeszcze, jakby to istotnie mogło mieć znaczenie. Informacje biegną przecież szybko… Mnóstwo ich może przekazać dobry nadajnik w ułamkach sekund.

— Najpierw zaprowadzili mnie do takiej dużej, oszklonej sali — powiedział bez chwili wahania. — Tam dowiedziałem się, że jednym z nich jest właśnie Bess…

— Ilu ich było?

— Trzech. Bess, jakiś fotonik, jak sam o sobie powiedział, i taki gruby, z okularami…

— Tłusty — powiedziałem.

— Tłusty — przytaknął. — Potem przeszedłem do jakiegoś innego pomieszczenia… tam było jeszcze parę osób, ale zaraz jak wszedłem, zgasili światło. Zasnąłem. Uśpili mnie. Zbudziłem się już tutaj — pobiegł wzrokiem do stojącego w kącie fotela.

Tak. Byli ostrożni, ale nie zanadto. To tak, jakby ktoś robił maseczkę kosmetyczną nieboszczykowi. Oczywiście nie myślę o bardzo dawnych nieboszczykach, na przykład egipskich faraonach…

— Może masz rację — odpowiedział podejrzanie przyjaznym tonem Bess, kiedy mu ponownie zrelacjonowałem nie tylko moje rozmowy z Weythem, ale i co myślę o całej tej spóźnionej maskaradzie. — Cieszę się, że sam doszedłeś do takiego wniosku — ciągnął. — Ale rozumiesz, że tak tego zostawić nie można. Tor, który przygotowaliśmy dla Weytha, jest dokładnie obliczony…

Перейти на страницу:

Похожие книги

Аччелерандо
Аччелерандо

Сингулярность. Эпоха постгуманизма. Искусственный интеллект превысил возможности человеческого разума. Люди фактически обрели бессмертие, но одновременно биотехнологический прогресс поставил их на грань вымирания. Наноботы копируют себя и развиваются по собственной воле, а контакт с внеземной жизнью неизбежен. Само понятие личности теперь получает совершенно новое значение. В таком мире пытаются выжить разные поколения одного семейного клана. Его основатель когда-то натолкнулся на странный сигнал из далекого космоса и тем самым перевернул всю историю Земли. Его потомки пытаются остановить уничтожение человеческой цивилизации. Ведь что-то разрушает планеты Солнечной системы. Сущность, которая находится за пределами нашего разума и не видит смысла в существовании биологической жизни, какую бы форму та ни приняла.

Чарлз Стросс

Научная Фантастика