— Wyślijcie automaty — odpowiedziałem. — Im łatwiej będzie skasować pamięć. I ci „specjaliści” mogą przecież wymyślić takie kombinacje programów, żeby coś nam z tego przyszło… kiedy wrócą. Jeżeli, oczywiście, wrócą. Jeżeli tamci nie obrazili się na nas za unieruchomienie ich nadajnika.
Bess skrzywił się. Obejrzał dokładnie końce swoich palców, po czym, nie przestając im się przyglądać, mruknął:
— Automaty swoją drogą. Ale kiedy przychodzi do interpretacji… wiesz przecież…
Wiedziałem. Komuś zdaje się sam tłumaczyłem coś w tym duchu.
— Kto? — spytałem krótko. — Znowu ja?
— Jeśli się zgodzisz… — powiedział prędko. Opuścił ręce i oparł się obiema dłońmi o powierzchnię pulpitu. Wreszcie zdecydował się spojrzeć mi w oczy.
— Znowu mnie przerobicie? — rzuciłem lekko, chociaż poczułem nagle, że w kabinie panuje jakiś dziwny chłód. — Czy takie częste metamorfozy nie odbiją się na moim zdrowiu… w każdym razie psychicznym?… Chyba nie chcecie mnie skrzywdzić…
— Zgodzisz się? — spytał, pomijając milczeniem całą moją kwiecistą orać j ę, która była mi widać do czegoś potrzebna…
— Tak — usłyszałem swój własny głos. — Mogę usiąść?…
Nie czekając na odpowiedź pogrążyłem się w fotelu. Pozwolił mi chwilę spokojnie pomyśleć.
— Zrekapitulujmy — odezwałem się wreszcie. — Po pierwsze polecę tym samym korytarzem co Weyth, a więc będę miał takie same szansę, że ci tam mnie odkryją i przechwycą. Po drugie pozbawicie mnie pamięci, ale… Weyth także nie wiedział o sobie nic, kiedy odlatywał. O sobie, a więc i o tym, skąd pochodzi…
— Cieszę się, że sam do tego doszedłeś…
— Powtarzasz się — stwierdziłem. — Nie ciesz się, bo nie ma z czego, a poza tym nie przerywaj mi… teraz jestem ważny. Może nie? Więc na moim statku nie będzie pudełeczka z awaryjnym zapisem mojej świadomości… do którego w razie czego mógłbym sięgnąć. Ja albo ktoś inny. Po trzecie i ja muszę mieć nadajnik, bo inaczej mógłbym z równym skutkiem polecieć na Petty na ryby. Tylko musicie sobie trochę nałamać nad nim głowę… to znaczy wszyscy ci specjaliści, żeby był lepszy niż Weytha. Ale tu, na miejscu, zostawicie podwójny zapis mojej pamięci. A trzeci przekażecie naszej Centrali na Ziemi. Może zdarzyć się i tak, że wrócę, a was już tutaj nie będzie. Nie chcę w takim wypadku tułać się po kosmosie, nie wiedząc nawet, jak się nazywam ani czy mam dokąd wracać i mianowicie dokąd. Po czwarte wreszcie podpiszecie zobowiązanie, i to w obecności wszystkich obecnych na stacji, a także w porozumieniu z Centralą SAO, że po moim powrocie od razu przywrócicie mi ludzką postać i pamięć… — to zastrzeżenie przyszło mi na myśl w ostatniej chwili, ale ani o sekundę za późno.
— Zgoda — Bess skinął głową. — Poza czwartym punktem. Bzdurą jest w ogóle, że domagasz się takiego oświadczenia. Jeśli uznamy, że zagrażasz ludziom, to nie pomogą żadne podpisy…
— Ja jednak domagam się takiej bzdury — odrzekłem stanowczo. — Może nie przebywałeś tak długo w towarzystwie „przerobionego” Weytha jak ja. Nie chcę znaleźć się w jego sytuacji. I to zastrzeżenie ogłosisz całemu sztabowi Centrali. Inaczej nie polecę. Nie możesz mnie do tego zmusić.
Oczy zwęziły mu się w szparki.
— Poleci Change — warknął.
— Nie mam nic przeciwko temu — rzuciłem. Wstałem i skierowałem się ku drzwiom,
— Dokąd?! — krzyknął. Zatrzymałem się i posłałem mu przez ramię promienny uśmiech.
— O co jeszcze chodzi? — spytałem. — Zapomniałeś o czymś?
— To ty zapomniałeś — syknął. — Wracaj… Wróciłem. Usiadłem naprzeciw niego i nie przestając się uśmiechać skrzyżowałem ramiona na piersi. Patrzyłem mu w oczy. Wytrzymał to przez kilka sekund.
— Chodzi o to — powiedziałem, nie chcąc przedłużać rozmowy, która i tak prowadziła donikąd — że ty jesteś szefem, a ja jestem takim sobie Weythem. Ty jesteś wart swoje, a ja swoje. Dobrze wiesz, że kiedy będzie trzeba, wsadzę łeb w strumień antyprotonów bez większych ceregieli. Ale będę musiał wiedzieć, że inaczej się nie da. Tymczasem co do Weytha, nie jestem przekonany, że musi siedzieć tam, gdzie siedzi, w ekranizowanym pomieszczeniu, we włochatej skórze i z czterema ramionami, które nie pozwalają mu się nawet porządnie wyspać. Wiem coś o tym… Czy to tak trudno zrozumieć, że chcę uniknąć podobnych przyjemności? Żeby tkwić między swoimi, swoimi, pojmujesz, którzy świadomie trzymają cię wypranego z twojej własnej pamięci, w zwierzęcej skórze i tak dalej. Więc nie ustąpię. Albo się zgodzisz, albo nie polecę. Powtarzam raz jeszcze, nie możesz mnie zmusić… a poza tym sądzę, że Weytha powinniście zoperować. Niech siedzi tam, gdzie jest, ale przywróćcie mu jego kształty i pamięć. Przez nasze ekrany i tak nie przedostanie się nawet strzęp wiadomości…