Читаем Messier 13 полностью

Wszystko jest jasne. Wiem, co powinienem zrobić. Bagatela. Wyjść ze stacji, dotrzeć do jednego ze statków, czekających na polu startowym, i odlecieć. Kiedy znajdę się w przestrzeni, już mnie nie dostaną. Wszystkie bojowe statki SAO rozwijają takie same przyśpieszenia. I są identycznie uzbrojone. A ze statków nikt nie usuwał przecież anihilatorów. Nie znaczy to, że miałbym ich użyć. Ale w tej sytuacji nikt nie użyje ich także przeciwko mnie. Chyba że Change, na Petty. Tak, to ostatnia rzecz, którą należy przemyśleć. Wystarczy, jeśli nadam odpowiedni komunikat. Dość długo przed lądowaniem, żeby zdążyli zebrać się we wskazanym przeze mnie miejscu. Change będzie się musiał liczyć z ich obecnością. Co innego gdybym był obcym, nie człowiekiem. Ale wobec mnie, przy naukowcach stanie się bezradny. Próba zniszczenia mnie mogła raz na zawsze położyć kres dyskusjom na temat SAO. Koniec. Teraz trzeba się przygotować do wykonania zadania. Etap pierwszy: czekanie. Muszą stać się choć odrobinę mniej czujni.

Następnego dnia poszedłem do Bessa. Powiedziałem mu, że nie chcę siedzieć bezczynnie. Jeżeli już mam tkwić zamknięty w pancerzu stacji, to niech przynajmniej będzie z tego jakiś pożytek. Mogę się zająć badaniami próbek, laboratorium biochemicznym, kontrolą węzłów kriogenicznych, piecami wodnymi, czym tylko zechcą. W końcu nie mogą się użalać na nadmiar rąk do pracy.

Odpowiedział, że zastanowi się i da mi odpowiedź. Dał ją jeszcze tego samego dnia. A ja od razu przystąpiłem do wykonywania prostych czynności, które mi zlecono. Wykonywałem je także następnego dnia. I jeszcze następnego. Pracowałem jak automat. Równocześnie dbałem o to, by możliwie najczęściej znajdować się w liczniejszym towarzystwie. Wręcz pchałem im się przed oczy. Najpierw starali się na mnie nie patrzeć, a potem przywykli. Przestała ich razić moja sierść i cztery ramiona czy raczej dwa garby. A co najważniejsze, przestali mieć mi za złe, że tak się wobec mnie zachowali. Widzieli przecież, że znoszę to spokojnie. Ba, nawet żartowałem.

Pracowałem okrągłe dwa tygodnie. Pewnego dnia sprawdzając przewody dotarłem do śluzy rezerwowego włazu, używanego w sytuacjach awaryjnych. Była nie strzeżona. I znajdowały się w niej skafandry z pełnym wyposażeniem. Wbiłem się w jeden, po czym otworzyłem właz. Pomyślałem, że idzie mi jak z płatka i że jest to w najwyższym stopniu podejrzane. Z tą myślą ruszyłem ku lądowisku. Spotkałem dwa czy trzy automaty, które posłusznie schodziły mi z drogi. Jednemu z nich kazałem oznaczyć przejście w polu siłowym. Wykonał polecenie, jak zwykle dokładnie i od razu. Dopiero kiedy znalazłem się za barierą siłową, usłyszałem sygnał alarmu. Stałem już jednak na platformie windy, sunącej w górę, ku włazowi. Zanim zdążyli dopaść aparatury i wybrać klawisz statku, do którego trafiłem, odpaliłem dysze startowe. Równocześnie wyłączyłem zdalne sterowanie i przeprogramowałem komputer. Teraz byłem już bezpieczny. Poszło łatwo. Zbyt łatwo, jak na placówkę SAO. No cóż, aparatura strażnicza nie była przystosowana do działania przeciwko obsłudze stacji.

Uruchomiłem nadajnik i na wszystkich częstotliwościach, zastrzeżonych dla SAO, powiedziałem, co zamierzyłem. Uprzedziłem, że nie będę przechodził na odbiór, więc niech się nie wysilają. Usłyszeli wszystko, co powinni. Wiedzieli dokładnie, jakie mam plany i jak zamierzam je wykonać. Dowiedzieli się także, jak się przed nimi zabezpieczyłem. Oczywiście uzasadniłem swoje postępowanie, dokładnie tak, jak to przemyślałem po rozmowie z Bessem. To im się ode mnie należało. Powiedziałem również, że zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności, jaką na siebie wziąłem. Przecież od kiedy opuściłem stację, obcy znowu odbierali moje sygnały. Informacje o wszystkim, co robię, myślę i czuję. Zapewniłem, że staram się myśleć o rzeczach przyjemnych, o miłych ludziach i o zaletach, które cenimy w sobie najwyżej, po czym wyłączyłem się. Teraz z kolei porozmawiałem z naukowcami na Petty. Dyżur przy radio miał Leski. Zapowiedziałem, że będę wodował przy bazie, w odległości dwustu metrów od brzegu i żeby na mnie czekali. Nie zdążyłem mu wyjaśnić wszystkiego, ale byłem pewny, że dość było jednej wiadomości, tej mianowicie, że jestem pośrednikiem w kontakcie z obcymi, aby zrobił, co tylko zechcę. Na ostatku wywołałem Change'a. Ten, naturalnie, wiedział już o wszystkim. Mruknął, że nie chciałby być w mojej skórze, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, do jakiego stopnia ta niechęć jest uzasadniona i dodał, że z jego strony nic mi nie grozi. Takie ma instrukcje. Na wszelki wypadek uprzedziłem go jednak, że przed lądowaniem wystrzelę uzbrojone sondy i otoczę się polem siłowym. Jeśli chce wypróbować sprzęt SAO, to oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, ale powinien przyznać mi rację, że lepiej do tego celu nadają się nasze poligony. Skończyłem z nim rozmawiać kilka minut przed lądowaniem.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Аччелерандо
Аччелерандо

Сингулярность. Эпоха постгуманизма. Искусственный интеллект превысил возможности человеческого разума. Люди фактически обрели бессмертие, но одновременно биотехнологический прогресс поставил их на грань вымирания. Наноботы копируют себя и развиваются по собственной воле, а контакт с внеземной жизнью неизбежен. Само понятие личности теперь получает совершенно новое значение. В таком мире пытаются выжить разные поколения одного семейного клана. Его основатель когда-то натолкнулся на странный сигнал из далекого космоса и тем самым перевернул всю историю Земли. Его потомки пытаются остановить уничтожение человеческой цивилизации. Ведь что-то разрушает планеты Солнечной системы. Сущность, которая находится за пределами нашего разума и не видит смысла в существовании биологической жизни, какую бы форму та ни приняла.

Чарлз Стросс

Научная Фантастика