Читаем Messier 13 полностью

Zaśmiałem się.

— To już postęp — stwierdziłem. — Dawniej uważalibyście tylko, że przeszkadza. Czy Aria i na jego cześć wygłosiła mowę?

— Na twoim miejscu… — zaczął niechętnie Semow, ale nie pozwoliła mu skończyć,

— Zostaw, Sem — syknęła. — My go obchodzimy tylko o tyle, o ile możemy mu pomóc… w jego służbie. Zostaw, bo naprawdę wygłoszę mowę… — uśmiechnęła się z przymusem.

Zrobiło mi się przykro. Przypomniałem sobie tamten wieczór… mniejsza, co sobie przypomniałem.

— Przepraszam — mruknąłem — już nie będę. Nawiasem mówiąc — dodałem niespodziewanie dla samego siebie — to wcale nie miało być złośliwe. Ja… — urwałem. Przyszło mi przez myśl, że to, co chciałem powiedzieć, spodobałoby się pewnie obcym. Ale nie o obcych mi chodziło… no, dobrze.

— No, dobrze — zabrzmiało to może odrobinę zbyt głośno. — Wróćmy do rzeczy. Wiec chcę, abyśmy porozmawiali o Ziemi… wiedząc, że tamci odbierają wszystko, co mówimy i wszystko, co ja będę o tym myślał. A także co będę czuł. Musicie sprawić, abym myślał i czuł, co trzeba. Dlatego potrzebuję obecności naukowców… humanistów, słowem — was. Z waszymi przekonaniami, stosunkiem do ludzi i innych istot, zasiedlających kosmos. Oczywiście mógłbym siąść przed pierwszym lepszym bębnem pamięciowym komputera, odpowiednio zaprogramowanym, i przekazać im uczony wykład o Ziemi. Ale to byłoby… suche. Tymczasem sami stwierdziliście, że temu komuś, kto się nami zainteresował, chodzi o coś więcej. Pamiętasz, jak mnie przekonywałaś? — zwróciłem się do Arii. — No, rozchmurz się już — dodałem, widząc, że dziewczyna po ostatnim moim wystąpieniu siedzi bez ruchu, z obrażoną miną.

Semow spojrzał na nią szybko, po czym przeniósł wzrok z powrotem na mnie i uśmiechnął się. Odetchnąłem.

— Więc jutro? — spytałem. — Około południa, dobrze? Przygotujcie się. Będę ja, Change, może jeszcze ktoś z SAO… nie krępujcie się. Powinno dojść do wymiany zdań… przecież nasze prawdziwe cele nie wystawiają nam wcale świadectwa, którego powinniśmy się wstydzić.

Semow wstał. Spotkanie dobiegało końca.

— Jeśli chodzi o mnie — powiedział z westchnieniem — nie widzę przeszkód, żeby zrobić tak, jak mówisz. Ale ja sam nie mogę o tym decydować. Porozmawiam z innymi… a potem porozumiemy się z naszymi Instytutami na Ziemi. Poprosimy ich o zgodę i o… sugestie. Sprawa jest zbyt poważna, żeby ta… nazwijmy to tak, wymiana zdań mogła mieć charakter zupełnie przypadkowy. Osobiście sądzę, że najważniejsze będzie odpowiednie przedstawienie naszej dynamiki społecznej… teraz i na przestrzeni naszego rozwoju. Nauk politycznych… historii, walki o rozpowszechnienie idei naukowego socjalizmu. Ale do tego muszą dojść dzieje zdobywania przez nas wiedzy o nas samych. Takie jest moje zdanie… w tej chwili. Kierownictwa Instytutów z pewnością zechcą się także porozumieć z Radą Naukową… jeśli sprawa ma dotyczyć Ziemi w ogóle. Odpowiedź przekażemy ci, jak tylko sami będziemy coś więcej wiedzieć… zresztą jesteśmy przecież w stałym kontakcie. Masz nas na podsłuchu?

— Oczywiście — powiedziałem. — Pamiętajcie o tym, kiedy będziecie się naradzać. Wszystko, cokolwiek usłyszę, dojdzie także do uszu tamtych… jeśli mają uszy. Mógłbym, oczywiście, wyłączyć głośniki, ale nie chcę. Nie powinniśmy teraz sprawiać wrażenia, że coś ukrywamy. Jeśli ci obcy są tak rozsądni, za jakich ich uważamy, to już ta nasza rozmowa dała im z pewnością trochę materiału. A teraz idźcie. Szkoda czasu. Nie zostało go zbyt wiele…

Semow spojrzał wymownie na Arikę. Ta, ociągając się, wstała i ostatni raz spojrzała na mnie, marszcząc zabawnie brwi.

— Chcesz, żebyśmy przyszli w komplecie? — spytała, wytężając wzrok, żeby ujrzeć moją ukrytą w ciemności twarz. — Także Beccari i Zamfi?

Musiałem się uśmiechnąć.

— Oczywiście — powiedziałem. — Są przecież jeszcze tutaj… i o ile wiem, nie wybierają się nigdzie… na razie. Niech powiedzą o swoim nieszczęściu, a ja wytłumaczę, dlaczego ich ono spotkało. Czy sądzicie, że obcy, słuchający nas teraz, żeby byli nie wiem jak przyjacielscy i poczciwi, latają sobie po wszechświecie bez żadnej broni, że nie podejmują najmniejszych środków ostrożności w przekonaniu, że gdziekolwiek się pojawią, przyjmą ich z otwartymi rękami? Nie bądźcie naiwni… przynajmniej już teraz. Idźcie. Pomogę wam zejść do łazika…

Semow położył Arii rękę na ramieniu i pchnął ją delikatnie w kierunku drzwi. Poszedłem za nimi, tym razem już bez skafandra. Kiedy stałem w otwartym włazie i patrzyłem, jak odpływają, uderzyło mnie światło. Pokiwałem z naganą głową. Wróciłem do kabiny i usiadłem przed pulpitem łączności.

— Widziałeś, Change? — spytałem. — Było dość jasno?

— Widziałem — odpowiedział. — Nie przypuszczałem…

— Nie mówili ci? — zaśmiałem się. — Miałeś szczęście. Mogłeś wyglądać dokładnie tak samo. To nawet jest przyjemne w dotyku, ale nie mamy łóżek… rozumiesz? Te garby…

— Nie wygląda na to, żeby ci bardzo przeszkadzały — z brzmienia jego głosu wywnioskowałem, że się uśmiecha. — A co na to dziewczyny?

— Zobaczysz — mruknąłem z mimowolną niechęcią. — Słyszałeś wszystko? — zmieniłem temat.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Аччелерандо
Аччелерандо

Сингулярность. Эпоха постгуманизма. Искусственный интеллект превысил возможности человеческого разума. Люди фактически обрели бессмертие, но одновременно биотехнологический прогресс поставил их на грань вымирания. Наноботы копируют себя и развиваются по собственной воле, а контакт с внеземной жизнью неизбежен. Само понятие личности теперь получает совершенно новое значение. В таком мире пытаются выжить разные поколения одного семейного клана. Его основатель когда-то натолкнулся на странный сигнал из далекого космоса и тем самым перевернул всю историю Земли. Его потомки пытаются остановить уничтожение человеческой цивилизации. Ведь что-то разрушает планеты Солнечной системы. Сущность, которая находится за пределами нашего разума и не видит смысла в существовании биологической жизни, какую бы форму та ни приняла.

Чарлз Стросс

Научная Фантастика