Читаем Niebo ze stali полностью

aksamitach, po prawej miał dwóch młodszych szlachciców, po lewej dwie kobiety. Między

młodszymi mężczyznami nie było żadnego podobieństwa, jasnowłosy z szarymi oczami

niemal o dłoń przewyższał drugiego, krępego i ciemnego. Kobiety też różniły się jak noc i

dzień, starsza była ciemnowłosa, ciemnooka, smagła i miała w spojrzeniu tę ledwo skrywaną

wyniosłość, charakterystyczną dla ludzi przywykłych do wydawania rozkazów. Za to

młodsza... Kailean rzuciła na nią okiem, spojrzała na resztę witających i jakby kierowana

przemożną siłą, zapatrzyła się znowu. Dziewczyna była skończoną pięknością. Banalne

porównania o oczach jak letnie niebo, włosach jak fala złota i ustach jak płatki róż usilnie

próbowały dojść do głosu. Jak można być tak... tak cholernie doskonałą? I ta figura, którą

prosta w kroju sukienka jeszcze podkreślała. Już wiedziała, kogo będzie bardzo, ale to bardzo

nie lubić przez najbliższe dni.

I wtedy dziewczyna spojrzała jej w oczy i uśmiechnęła się. Szczerze, bez śladu

wyższości, jakby właśnie spotkała niewidzianą od lat przyjaciółkę. Paskudne uczucie, które

nazywało się – tu Kailean musiała być ze sobą szczera – zawiść, znikło.

Może nie będzie tak źle.

Przez kilka uderzeń serca trwała cisza, coraz bardziej niezręczna. Najwyraźniej to, co

zaszło, zanim otworzyły drzwi, miało większe znaczenie. Kailean odszukała wzrokiem

dowódcę ich eskorty. Kapitan stał z boku, usta w wąską kreskę, wściekle zmrużone oczy,

kamienna twarz. Musiało dojść do jakiegoś starcia między nim a witającymi, bo cała piątka

demonstracyjnie go ignorowała.

Wreszcie najstarszy mężczyzna poruszył się lekko.

– Jestem hrabia Cywras-der-Maleg. Zaszczyt to dla mojego domu gościć szlachetną

księżniczkę Gee’nerę z rodu Frenwelsów. – Ukłonił się, nieznacznie, formalnie i sztywno. –

Rzadko odwiedzają nas goście tak znamienitej krwi.

Za nim powtórzyli ukłon młodsi mężczyźni. Kobiety dygnęły. Kailean rzuciła okiem na

oficera, wyraz jego twarzy nie zmienił się ani na jotę. Czekał.

Daghena, wciąż stojąc w progu, również dygnęła, i to z taką gracją, że Kailean poczuła

dumę.

– To ja czuję się zaszczycona, że mogę być gościem tak świetnego rodu, którego sława

sięga daleko poza te góry. Mam tylko nadzieję, że moja prośba nie sprawiła panu, hrabio,

zbytnich kłopotów.

Mówiła z lekkim, wschodnim akcentem, starannie wymawiając słowa, a na zakończenie

uśmiechnęła się uroczo. Besara też byłaby z niej dumna.

Hrabia oddał uśmiech, i to na dodatek wyglądający szczerze.

– Niewielu mamy gości, my mieszkańcy tych srogich okolic, więc każdy jest darem Pani.

Niewiele rzeczy sprawiło mi taką radość jak to, że wasza wysokość wyraziła zainteresowanie

moim skromnym domem.

Kailean rzuciła okiem na kapitana. Oficer Straży nawet nie mrugnął, widocznie płaskie

komplementy i wyćwiczone grzeczności to nie to, na co czekał. I wyglądało na to, że ma

zamiar czekać, aż zamek nie rozpadnie się ze starości.

Starszy szlachcic rzucił mu poirytowane spojrzenie.

– Czy wasza wysokość uczyni mi zaszczyt i nazwie mój dom swoim domem – zaczął

wreszcie – mój ogień swoim ogniem, mój honor swoim honorem?

Meekhańskie powitanie gościa. Kailean pamiętała je z dzieciństwa, choć prości

dzierżawcy, wśród których się wychowała, w takich sytuacjach mówili tylko „wejdź do

domu, ogrzej się przy ogniu, śpij spokojnie”. Jak widać szlachta lubiła pompę, lecz dowódca

ich eskorty najwyraźniej na to właśnie czekał, bo dopiero teraz huknął pięścią o lewą pierś,

obrócił się na pięcie i ruszył w stronę bramy.

Uśmiechnęła się w myślach. Oczywiście te słowa nie miały żadnej mocy, żadnej władzy

nad tym, kto je wypowiadał. Jeśli hrabia postanowi wtrącić je do lochu albo zrzucić w

przepaść, zrobi to. Ale teraz, jeśli do tego dojdzie, kapitan Górskiej Straży będzie mógł

zaświadczyć, że złamano odwieczne zwyczaje.

– Zaszczytem dla mnie będzie dzielić z tobą dom, ogień i honor, panie. – Daghena dobrze

odrobiła lekcję, co zostało nagrodzone kilkoma uśmiechami. Nawet czarnowłosa złagodniała.

– Górska Straż... – Hrabia spojrzał na znikającego w bramie oficera. – Ci ludzie nie mają

żadnego pojęcia o manierach.

– Nie rozmawiałam z kapitanem zbyt wiele. – Daghena zrobiła krok i znalazła się na

dziedzińcu. – Ale sprawiał wrażenie doświadczonego żołnierza.

– Doświadczonego, wasza wysokość? Pewnie tak. – Arystokrata wykrzywił się dziwnie. –

Strażnicy to zazwyczaj ludzie z gminu, prości górale, pasterze, chłopi, czasem nawet zbóje,

służbą w armii ratują się od stryczka. Więc i doświadczenia mają własne, czasem bardzo

ciekawe. No i oczywiście, jak większość Wessyrczyków, są uparci i nie okazują szacunku

nikomu. Nawet moi zbrojni muszą się im tłumaczyć, gdy wędrują po moich własnych

ziemiach. Ale nie rozmawiajmy już o tych nieprzyjemnych rzeczach.

Перейти на страницу:

Похожие книги