Читаем Niebo ze stali полностью

Najwyraźniej przypomniał sobie o obowiązkach gospodarza.

– To moi synowie, pierworodny Ewens i trzeci Ywron.

Pierwszy ukłonił się ten jasnowłosy, a Kailean – pamiętając informacje przekazane przez

Besarę – rzuciła okiem na jego stopy, ale luźne spodnie i para identycznych butów skutecznie

maskowały kalectwo. Jego brat z twarzy i karnacji był podobny do czarnowłosej, więc ona

musiała być drugą żoną hrabiego.

– Moja żona, Euheria-der-Maleg – kobieta jeszcze raz dygnęła – i hrabianka Laiwa-son-

Baren, stryjeczna kuzynka trzeciego stopnia, a wkrótce, mam nadzieję, również szczęśliwa

małżonka mojego drugiego syna, Aeryha, który niestety nie mógł teraz powitać waszej

wysokości.

Daghena obracała się lekko, kłaniała i uśmiechała. Istna księżniczka, psiakrew.

– A więc będę z niecierpliwością czekać na spotkanie z nim, hrabio. I proszę, bez

waszych wysokości. Wystarczy księżniczko. – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Chciałabym

jeszcze przedstawić moją towarzyszkę, pannę Inrę-lon-Weris, dzięki której poznałam tak

dobrze meekh.

Niech to szlag, co ona znowu wymyśliła?

Kailean dygnęła niziutko, obrzucana kilkoma ciekawskimi spojrzeniami. Nie tak to

planowały, to Daghena miała rzucać się w oczy, aby Kailean mogła mieć większą swobodę

ruchu.

– Szlachcianka?

Widać było, że hrabia nie oczekuje twierdzącej odpowiedzi. W jego świecie nie było

miejsca na meekhańskie szlachcianki wysługujące się barbarzyńskim księżniczkom.

– Nie, panie hrabio. Wolna Meekhanka czystej krwi, lecz bez tytułu.

Patrzył na nią przez chwilę.

– Co sprawiło, moje dziecko, że taka młoda i ładna dziewczyna znalazła sobie takie

zajęcie?

Starał się, pewnie przez wzgląd na księżniczkę, być jowialnym i przyjacielskim, lecz

wychodziło to protekcjonalnie i denerwująco. Jesteś Inra-lon-Weris, córka kupca zbierająca

na posag, Kailean musiała sobie to powtórzyć, żeby nie odpowiedzieć złośliwym grymasem i

jakąś uszczypliwością.

– Mój ojciec znał stryja księżniczki Gee’nery, a kiedy umarł, ja... nie chciałam być dla

nikogo ciężarem, więc postanowiłam sama o siebie zadbać.

Chyba udzieliła najlepszej z możliwych odpowiedzi, bo szlachcic ledwo zauważalnie się

rozpromienił.

– Prawdziwy meekhański kwiat. Z wierzchu wydaje się taki kruchy, lecz wewnątrz tkwi

dumna stal. To takie kobiety jak ona towarzyszyły swoim mężom, gdy ci budowali Imperium.

Skinął jej jeszcze raz głową i nie czekając, aż się ukłoni, przeniósł spojrzenie na Daghenę,

Kailean zaś musiała użyć wszystkich sił, by nie skrzywić się z irytacją. Besara miała rację,

kiepskie komplementy więcej mówią o ludziach niż otwarte obelgi.

– Czy wasza... przepraszam, czy pani, księżniczko Gee’nero, uczyni nam zaszczyt i

zasiądzie z nami do kolacji? Proszę się nie martwić o wóz, służba zaraz go rozładuje.

Służba. Kailean dopiero teraz dostrzegła, że na dziedzińcu byli inni ludzie. Ubrani w

proste stroje, niemal idealnie stapiali się z tłem. W kilka chwil naliczyła sześciu służących.

Jeśli stali tam od samego początku, to musieli być mistrzami w nierzucaniu się w oczy.

– Oczywiście, panie hrabio. Chciałabym jednak odświeżyć się po podróży.

– Rzecz jasna. Komnaty czekają.

Rozdział 5

Komnaty, nie przesłyszała się, komnaty. Dokładnie trzy. Osobna sypialnia z łożem

wielkości chłopskiego wozu, komnata gościnna z oddziałem sof, puf i szezlongów,

usytuowanych frontem do olbrzymiego kominka, przed którym leżała gigantyczna

niedźwiedzia skóra, i najmniejszy, choć wcale niemały, pokoik dla służby. Czyli dla niej.

Gdy tylko wniesiono ich kufry, Kailean odesłała ludzi hrabiego i wypakowała potrzebne

im rzeczy.

– Niebieska czy bordowa suknia, księżniczko?

– Och, Inro, tyle razy ci mówiłam, żebyś mi nie księżniczkowała, gdy jesteśmy same. Od

pół roku ze mną jeździsz, więc możesz mi mówić Gee’nero.

– Już o tym rozmawiałyśmy, księżniczko. To nie wypada. – Kailean, nie odrywając

wzroku od Dagheny, lekko postukała się palcem w ucho.

„Słuchają?”.

Wzruszenie ramionami.

„Być może, uważaj”.

– My mamy inne pojęcie o tym, co wypada, a co nie. Jeśli jeździsz z kimś dłużej jednym

zaprzęgiem, jeśli sypiacie w jednym wozie, to tytuły nie mają znaczenia. Mój woźnica mówi

mi czasem po imieniu.

„Patrzą?”.

Właściwie była pewna, że nie, bo Daghena powinna to wyczuć i ostrzegłaby ją od razu.

To, jak na nią spojrzała, potwierdziło jej przypuszczenia.

– Ale teraz nie jesteśmy w wozie, księżniczko. No i nie ma szans, bym została twoim

woźnicą.

Dag zaśmiała się, bardzo naturalnie, i klapnęła na najbliższej sofie.

– Za to właśnie cię lubię. Zrobisz mi tę fryzurę z perłami?

– Oczywiście, księżniczko.

Jakby umiała robić jakieś inne.

– Ale najpierw bordowa suknia. Perły będą do niej pasować. Kiedy ma być ta kolacja?

– Hrabia der-Maleg powiedział tylko, że kogoś po waszą wysokość przyśle. Ja będę

mogła nas rozpakować.

– Nie ma mowy. Idziesz ze mną.

– Ależ księżniczko...

Перейти на страницу:

Похожие книги