inną mimikę. Ktoś, kto jej nie znał zbyt dobrze, mógłby się nie zorientować od razu, ale
młoda dziewczyna próbująca w chwili roztargnienia węszyć wokół siebie, w końcu zaczęłaby
zwracać uwagę. Dlatego wolała być w takim momencie sama. Połączenie dusz nie polegało
tylko na tym, że dostawała siłę, refleks i wytrzymałość Berdetha. Dawał jej też całą resztę.
– W chwili, gdy zacznę się drapać stopą za uchem, wychodzisz.
Powiedziała to na głos i niemal się roześmiała. To zawsze tak wyglądało, to uczucie
euforii i nagłej siły, gdy wydawało się, że może rozbijać kamienne mury pięściami. Musiała
wziąć kilka oddechów, by się uspokoić.
W międzyczasie Berdeth przekazał jej kilka obrazów – pełzający po skalnej ścianie
widmowy stwór, prześwietlony światłem gwiazd, dwa świstaki w norze, kawałek
wybielonego przez wodę kija, smuga cienia pęczniejąca na niebie, mrówki ogryzające do
kości szkielet małego gryzonia. Dobór scen zapewne był zupełnie jasny dla ducha psa, dla
niej stanowił tylko ciąg chaotycznych obrazków. Oprócz jednej: szeregu wozów
wyciągniętych w długą kolumnę na górskiej drodze.
Wyruszyli. Verdanno wyruszyli.
A ona, zamiast być tam z nimi, bawiła się w Szczura.
Obnażyła zęby. W końcu stąd wyjadą, a ona każe Laskolnykowi się wypchać i pojedzie z
karawanami. Koń pod siodłem, drżenie napinanej cięciwy, wiatr we włosach, to było to, do
czego została stworzona. Nie kiecki, halki, fikuśne fryzury i odgrywanie przestraszonej
panienki.
Klapa skrzypnęła, a dźwięk wbił się w jej uszy tysiącem zardzewiałych świdrów. Prawie
zawarczała z irytacją.
Ale gdy odwracała się w stronę zejścia, znów była Inrą, lekko zagubioną dziewczyną
daleko od domu.
W otworze ukazała się, oświetlona przez małą lampkę, twarz Laiwy-son-Baren. Piękna
narzeczona Aeryha i przyszła pani na włościach założyła ciężki płaszcz z kapturem, podbity
lisim futrem. Przez chwilę wyglądała na zaskoczoną tym, że szczyt wieży nie jest pusty, ale
zaraz obdarzyła Kailean tym swoim rozbrajającym uśmiechem.
– Nie przeszkadzam?
Och, psiakrew, gdy arystokratka od dwudziestu pokoleń pyta dziewczynę z prowincji, czy
nie przeszkadza, znaczy to zazwyczaj jedno.
– Nie. I tak miałam już schodzić. Zmarzłam.
– No tak, tutaj można zmarznąć. Sama dobrze o tym wiem.
Weszła na górę, w jednej ręce trzymając lampkę przykrytą szklanym kloszem, w drugiej
wełniany pled, i nim Kailean zdążyła zaprotestować, narzuciła go jej na ramiona.
– Zaraz będzie cieplej.
Berdeth wycofał się pod tym dotykiem i pojawiła się Inra. I to ona dygnęła głęboko.
– Dziękuję, panienko.
Laiwa parsknęła kpiąco.
– O, teraz to panienko, a mój przyszły teść do tej pory robi się czerwony, gdy cię
wspomina. Stepowa kocica, tak mówi, i wierz mi, to znaczy, że naprawdę poczuł się urażony,
że zrobiłaś to, co zrobiłaś.
Kailean owinęła się szczelniej pledem.
– Albo że nie zrobiłam tego, czego nie zrobiłam.
Szlachcianka uniosła pięknie zarysowane brwi.
– Propozycja z tych, które uczciwa dziewczyna musi odrzucić? A stryjostwo wyglądają
na tak dobrze dobraną parę.
Minęła dłuższa chwila, nim Kailean zrozumiała aluzję.
– Nie, to nie to... ja...
– Oj, wiem. – Laiwa zaśmiała się szczerze i szturchnęła ją w bok. – Tylko sobie żartuję.
Stryj Cywras o niczym innym nie gada, tylko o Wozakach. Więc pewnie chciał, żebyś dla
niego szpiegowała księżniczkę. Mam rację? Ma te wszystkie księgi, w których spisuje każdą
chałupę i każdego człowieka na swoich włościach, i jakkolwiek by liczył, wychodzi mu, że
Wozacy daliby radę nakryć wszystkie jego ziemie czapkami. Bo wiedzą, co to czapki,
prawda?
Kailean pokiwała głową.
– Wiedzą – odpowiedziała poważnie i dopiero wtedy dotarło do niej, że to znów żart. –
Zazwyczaj zakładają je koniom.
Nagrodą był szeroki, szczery uśmiech. Taki, który widać też w oczach.
– Och... Nie wiesz nawet dziewczyno, jak mi brakuje takiej rozmowy. Bez tytułów,
liczenia się z każdym słowem i gestem, bez uważania na niuanse, zwłaszcza tam, gdzie
żadnych nie ma. Po prostu stanąć przy kimś i pogadać.
– A żona hrabiego?
– Ze stryjenką Euherią-der-Maleg...? Interesujące. Druga żona w świecie, gdzie drugie
żony mają tylko dotrzymywać towarzystwa w łożu, bo ani one, ani ich dzieci nie dziedziczą
ziemi i tytułów? Ta sama, która wie, że w chwili, gdy wyjdę za jej pasierba, stanę wyżej w
hierarchii? Może tego nie widać, ale jest młodsza od męża o ponad piętnaście lat, to znaczy,
że pisany jest jej los wdowy z małym uposażeniem, żyjącej skromnie w jakimś domku w
towarzystwie jednej służącej, bo na więcej nie będzie jej stać. No chyba że coś się stanie
Aeryhowi...
Kailean powstrzymała się od komentarza na temat wilczych praw rządzących życiem
arystokracji. W końcu sama wędrowała ponoć na kraniec świata, bo własna rodzina nie
chciała się złożyć na jej posag.
– Mam tutaj trzy własne pokojówki i przyzwoitkę, ale już chyba przekonałaś się, jak