Ja ŭžo ledźvie razbiraŭ litary, bo zrabiłasia tak ciomna, što knižka ŭ majoj ruce stała šeraj, radki raspłyvalisia ŭ vačach, ale pustaja častka staronki sviedčyła, što ja dabraŭsia da kanca hetaj historyi, jakaja ŭ sviatle svaich pieražyvanniaŭ zdavałasia mnie vielmi praŭdzivaj. Ja paviarnuŭsia da iluminatara. Jon staŭ husta-fijaletavym, na haryzoncie jašče tleli vuholčyki vobłakaŭ. Akijan, zachinuty ciemraj, byŭ niabačny. Ja čuŭ šelest kalarovych pałos la vientylatara. Nahretaje pavietra, jakoje krychu pachła azonam, zdavałasia niežycciovym. Vakol ni huku. Ja padumaŭ, što ŭ našym rašenni zastacca niama ničoha hieraičnaha. Pieryjad biezzapavietnaj baraćby, advažnych ekspiedycyj, ciažkich strat — jak hibiel Fiechniera, pieršaj achviary Akijana, daŭno minuŭsia. Mnie było amal abyjakava, chto „ŭ hasciach” u Snaŭta abo Sartoryusa. Chutka, padumaŭ ja, my pierastaniem saromiecca i chavacca adzin ad adnaho. Kali my nie zdolejem pazbavicca ad hasciej, to pryvykniem da ich i budziem žyć z imi, a kali ich stvaralnik zmienić praviły hulni, my prystasujemsia da novych, choć spačatku pačniom adbrykvacca, kidacca, mažliva, niechta z nas skončyć samahubstvam, ale ŭ rešcie rešt usio ŭraŭnavažycca. U pakoi ciamnieła, ciemra nahadvała mnie ziamnuju. Ničoha nie było vidać, akramia svietłych konturaŭ rukamyjnika i lusterka. Ja ŭstaŭ, vobmackam znajšoŭ na palicy vatu, vycier vilhotnym tamponam tvar i loh na łožak. Šum kandycyjaniera nada mnoj to narastaŭ, to scichaŭ, nibyta tam biŭsia načny matylok. Ale ja navat nie adroznivaŭ abrysaŭ vientylatara, usio zaliła čarnata, tolki tonieńkaja pałoska sviatła, jakoje nieviadoma adkul brałasia, milhała pierada mnoj, ci to pa scianie, ci to dzieści daloka, u hłybini akijanskaj pustyni. Ja ŭspomniŭ, jak napałochaŭ mianie ŭčora viečaram niežycciovy pozirk salarysnych prastoraŭ, i mnie stała smiešna. Zaraz ja jaho nie bajaŭsia. Ja naohul ničoha nie bajaŭsia. Ja padniaŭ ruku da vačej. Fasfaryčnym sviatłom bliščaŭ cyfierbłat. Praz hadzinu ŭzydzie błakitnaje sonca. Ja raskašavaŭ u ciemry, hłyboka dychaŭ, ni pra što nie dumaŭ.
U niejki momant, kali ja zvaruchnuŭsia, to adčuŭ na sciahnie plaskaty mahnitafon. Aha, Hibaryjan. Jaho hołas, zapisany na plonku. Mnie navat u hałavu nie pryjšło adnavić jaho, vysłuchać. A heta ž było adzinaje, što ja moh zrabić dla Hibaryjana. Ja dastaŭ mahnitafon i chacieŭ schavać jaho pad łožak. Pačuŭsia šelest, zarypieli dzviery.
— Krys?.. — pačuŭsia cichi, amal što šept, hołas. — Ty tut, Krys? Jak ciomna.
— Ničoha, — adkazaŭ ja. — Nie bojsia. Chadzi siudy.
KANFIERENCYJA
Ja lažaŭ na spinie, hałava Chery supakoiłasia na maim plačy, ja byŭ nie ŭ stanie pra što-niebudź dumać. Ciemra ŭ pakoi ažyvała. Ja čuŭ kroki. Scieny znikli. Nada mnoj niešta ŭzvyšałasia, hublajučy svaje abrysy. Niešta pranizvała mianie navylot, abdymała, biez dotyku; ciemra, prazrystaja, nievynosnaja, dušyła mianie. Niedzie vielmi daloka biłasia majo serca. Ja skancentravaŭ usiu ŭvahu, sabraŭ apošnija siły ŭ čakanni ahonii. Jana nie nastupała. Sam ja stanaviŭsia ŭsio mienšym i mienšym, a niabačnaje nieba, niabačny haryzont — usia prastora, pazbaŭlenaja formy, chmar, zorak, adstupałasia i razrastałasia, zaciahvała mianie ŭ svoj centr. Ja staraŭsia zakapacca ŭ łožak, ale pada mnoj ničoha nie było. Zmrok nijak nie ratavaŭ mianie. Scisnuŭšy ruki, ja zakryŭ imi tvar, ale i tvaru ŭ mianie nie było. Palcy prajšli naskroź, chaciełasia zakryčać, zaskavytać…
Šera-błakitny pakoj. Rečy, palicy, kutki — usio matavaje, usio paznačanaje tolki konturami, pazbaŭlena ŭłasnych farbaŭ. A za iluminataram — jarkaja pierłamutravaja biel i ciša. Ja zalivaŭsia potam, zirnuŭšy ŭbok, zaŭvažyŭ, što Chery paziraje na mianie.
— U ciabie nie aniamieła plačo?
— Što?
Chery ŭzniała hałavu. Jaje vočy byli adnaho koleru z pakojem — šeryja, sviatlistyja, u atačenni čornych viejkaŭ. Ja adčuŭ ciapło jaje šeptu raniej, čym zrazumieŭ sens.
— Nie. Aha, tak, aniamieła.
Ja pakłaŭ ruku na jaje plačo i zdryhanuŭsia ad dotyku. Zatym prychinuŭ jaje da siabie.
— Ty sasniŭ niešta strašnaje?
— Sasniŭ? Tak, sasniŭ. A ty nie spała?
— Nie viedaju. Zdajecca, nie spała. Mnie nie chočacca spać. A ty spi. Čaho ty tak paziraješ?
Zapluščyŭšy vočy, ja adčuvaŭ, jak mierna, spakojna stukaje jaje serca tam, dzie hučna stukaje majo. Butaforyja, padumaŭ ja. Ale ja ŭžo naohul pierastaŭ zdziŭlacca. Mianie nie dziviła navat maja abyjakavasć. Strach i adčaj minulisia. Ja byŭ ad ich daloka, o, tak daloka, jak nichto na sviecie. Ja hubami dakranuŭsia da jaje šyi, pasla nižej, da maleńkaj, hładkaj, jak scienki rakaviny, upadziny pamiž sciohnami. I tut taksama čuŭsia puls.