— Dzięki! — krzyknąłem — a teraz wynośmy się stąd. Jarvis, chodź! Wpadliśmy do wciąż otwartej windy. W biegu złapałem sekretarkę i wciągnąłem ją za sobą. Zamknąłem drzwi i ruszyliśmy. Davidson był roztrzęsiony, a Jarvis trupio blady.
— Przywołuję was do porządku — zirytowałem się. — Nie zabijaliście ludzi! To były te potwory. Takie jak ten… — uniosłem ciało dziewczyny, żeby im pokazać pasożyta i oniemiałem. Mój jedyny okaz zniknął. Musiał zwiać podczas zamieszania, zostawiając jedynie martwe ciało dziewczyny.
— Jarvis — zapytałem — czy widziałeś to?
Jarvis potrząsnął głową i nic nie powiedział. Davidson też milczał. Plecy kobiety były pokryte czerwoną wysypką, jakby śladami po ukłuciach szpilkami. Opuściłem jej sweter i położyłem ciało na podłodze. Wciąż była nieprzytomna. Wychodząc zostawiliśmy ją w korytarzu. Prawdopodobnie jeszcze nikt nie wiedział, co się stało na górze, bo spokojnie wyszliśmy na ulicę.
Samochód stał na miejscu, tylko jakiś policjant wypisywał nam mandat.
— Tutaj nie można parkować — powiedział potępiająco.
— Przepraszam — odpowiedziałem i podpisałem kwit. Pośpiesznie wsiedliśmy do wozu i ruszyliśmy. Mandat wyrzuciłem przez okno. Zmieniłem tablice rejestracyjne i numer licencji, kiedy byliśmy w bezpiecznej odległości poza ich zasięgiem.
Starzec pomyślał o wszystkim. Chciałem zdać mu raport zaraz po powrocie, ale przerwał mi i kazał zameldować się w biurze. Była tam Mary. Pozwolił mi opowiedzieć co się stało.
— Ile z tego udało się wam zobaczyć?
— Łączność została przerwana, po rozbiciu bramy wjazdowej do Des Moines — poinformował mnie spokojnie. — Prezydent raczej nie był poruszony tym, co zobaczył.
— Przypuszczam.
— Kazał mi cię zwolnić.
Zesztywniałem, mogłem złożyć wymówienie, ale nie byłem przygotowany na wyrzucenie.
— Dobrze — szepnąłem zrezygnowany.
— Co ty mówisz? — zdenerwował się Starzec. — Powiedziałem mu, że może wyrzucić mnie, ale nie zwalniać moich podwładnych. Jesteś nieudolnym głupcem, ale teraz nie zrezygnuję z ciebie. Jesteś mi potrzebny.
— Dzięki.
Mary nerwowo przechadzała się po pokoju. Próbowałem uchwycić jej spojrzenie, ale nie patrzyła w moim kierunku.
Nagle zatrzymała się obok Jarvisa i dała Starcowi ten sam sygnał. Zrozumiałem szybciej niż pozostali. Uderzyłem Jarvisa pistoletem w skroń, jego ciało osunęło się bezwładnie.
— Odsuń się Davidson! — krzyknął Starzec i wymierzył broń w pierś Davidsona. — Mary, co z resztą?
— Są w porządku.
— Sam też?
— Tak.
Starzec zastanawiał się. Obserwował mnie i Davidsona. Nigdy nie czułem się tak bliski śmierci.
— Obydwaj ściągajcie koszule! — rzucił surowo.
Zrobiliśmy to, by go przekonać, że Mary się nie myliła. — Teraz załóżcie rękawiczki!
Obróciliśmy Jarvisona na brzuch i bardzo ostrożnie rozcięliśmy na nim ubranie. Mieliśmy niezbity dowód.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Znowu zrobiło mi się niedobrze. Uświadomiłem sobie, że ten potwór podróżował z Iowa tuż obok mnie. Nie mogłem tego znieść. Nie jestem zbyt delikatny. W Moskwie przynajmniej raz na tydzień ukrywałem się w kanałach. Ale nic dotychczas nie zrobiło na mnie takiego wrażenia.
— Może jeszcze ciągle możemy go uratować — powiedziałem i odetchnąłem głęboko.
Jednak nie wydawało mi się to możliwe. Byłem przekonany, że każdy opanowany przez potwora musi umrzeć, gdyż jest zupełnie stracony. Chyba miałem zabobonne przeświadczenie, że one pożerają duszę.
— Zapomnij o Jandsie — rozkazał Starzec.
— Ale…
— Powiedziałem ci! Nawet jeśli mógłbyś go uratować, to nie miałoby to znaczenia. Dla nikogo… — Zamyślił się.
Zrozumiałem o czym mówił, dlatego więcej nie pytałem. Zasada, w myśl której jednostka jest najważniejsza, nie pozwalała nam użyć Jarvisa jako królika doświadczalnego. Nie wiem tylko, czy zrozumieliby to ludzie mieszkający w tym kraju. Pomyślałem sobie, że sam przed sobą się usprawiedliwiam. Ale naprawdę lubiłem Jarvisa.
Starzec przeszedł ostrożnie obok nieprzytomnego agenta i stanął obok Mary.
— Połącz mnie z Prezydentem, użyj tajnego kodu. Mary podeszła do biurka. Słyszałem jak mówiła, ale całą moją uwagę wciąż skupiał pasożyt. Cały czas pulsował.
— Nie mogę się z nim połączyć. Jego asystent jest na ekranie.
— Który? — zapytał Starzec.
— McDonough.
Na naszych twarzach pojawił się grymas niesmaku. McDonough był inteligentnym i ogólnie lubianym człowiekiem, od kiedy przestał być włamywaczem. Prezydent traktuje go jak kozła ofiarnego.
Starzec gwałtownie wyłączył wizjer, gdy dowiedział się, że nie może uzyskać połączenia. Nie wyglądał najlepiej. Wziął kilka głębszych oddechów i jego twarz złagodniała.
— Dave! Przyprowadź mi tutaj doktora Gravesa. Reszta niech się trzyma z daleka!
Szef laboratorium pojawił się szybko.
— Doktorze — powiedział Starzec — mamy jednego. Ten na pewno nie jest martwy!
Graves spojrzał na Jarvisa, potem na jego plecy.
— Interesujące — stwierdził — możliwe, że to jednak żyje. Pochylił się nad ciałem, żeby przyjrzeć się dokładnie.
— Uważaj! — krzyknął Starzec.
— Przecież muszę go zbadać…