Tak było rzeczywiście. Nie miałem tam nawet basenu. Kiedy tu przyjeżdżam, chcę być pewien, że miasto zostawiłem gdzieś daleko. Konstrukcja domu wyglądała dość konwencjonalnie — z metalu i włókna szklanego. Ściany wyłożono trwardymi płytkami — dość niepozornymi ale ich twardość można było stwierdzić, kiedy się chciało wbić nóż. Wnętrze wyposażono dość zwyczajnie. Duży salon z prawdziwym kominkiem, grube dywany i wielkie fotele. W całym domu była klimatyzacja, poza tym własny system napędowy, odpływ ścieków, sprzęt stereo, instalacje hydrauliczne, alarm radiowy, sprzęt kuchenny, na którym w ogóle się nie znam. Nawet ekran telewizora był ukryty za automatyczną zasłoną. Wymarzone miejsce dla kogoś, kto chce się uwolnić od cywilizacji, mogąc wykorzystać wszystkie jej dobrodziejstwa.
— Myślę, że jest tu cudownie — powiedziała Mary poważnie. — Nie marzyłam o czymś tak okazałym.
— Wreszcie razem — westchnąłem i włączyłem komputer. Drzwi się otworzyły. Mary wbiegła do środka.
— Hej! Wracaj natychmiast! — wrzasnąłem.
— Co się stało, Sam? Czyżbym zrobiła coś złego?
— Oczywiście. — Przyciągnąłem ją do siebie, wziąłem w ramiona i przeniosłem przez próg. Po czym pocałowałem ją i postawiłem na podłodze. — No, teraz jesteś w naszym własnym domu.
Zapaliły się światła i Mary rozejrzała się dookoła. Po chwili rzuciła mi się na szyję.
— Kochanie, jestem taka szczęśliwa.
Czułem to samo. Oszałamiające uczucie zadowolenia i spokoju. Mary zaczęła rozglądać się po mieszkaniu, dotykając różnych rzeczy.
— Sam, wiesz, jeżeli kiedykolwiek wyobrażałam sobie mój dom, wszystko miało wyglądać dokładnie tak.
— Tutaj jest tylko jedna łazienka — stwierdziłem przepraszająco. — Będzie to trochę kłopotliwe.
— To nie ma znaczenia. Jestem bardzo zadowolona. Przynajmniej wiem, że nie przywoziłeś tutaj żadnej ze swoich kobiet.
— Jakich kobiet?
— Piekielnie dobrze wiesz jakich. Gdybyś zaplanował to jako gniazdo rozpusty, przewidziałbyś kobiecą łazienkę.
— Wydaje mi się, że dostrzegasz zbyt wiele.
Nie odpowiedziała, tylko skierowała się do kuchni. Usłyszałem jej okrzyk.
— O co chodzi? — zapytałem i poszedłem za nią.
— Nigdy nie spodziewałam się tutaj holenderskiej kuchni.
— Całkiem nieźle gotuję, więc potrzebowałem kuchni.
— Bardzo się cieszę. Teraz zrobię obiad dla ciebie.
— To twoja kuchnia. Przede wszystkim twoja, ale czy nie chcesz się najpierw umyć? Możesz wziąć prysznic. A jutro przejrzymy katalogi i wybierzemy łazienkę dla ciebie. Przyślą nam ją.
— Nie spieszy się — powiedziała. — Najpierw ty weź prysznic. Ja zacznę gotować.
Poszedłem do łazienki. Byłem pewien, że nie będzie miała żadnych kłopotów z opanowaniem systemu działania sprzętu kuchennego. Jednak po piętnastu minutach, kiedy pogwizdywałem sobie pod strumieniem gorącej wody, usłyszałem pukanie w drzwi kabiny. Spojrzałem przez półprzeźroczystą zasłonę i zobaczyłem sylwetkę Mary.
— Czy mogę wejść?
— Jasne — zawołałem — tu jest pełno miejsca. — Otworzyłem drzwi i spojrzałem na nią. Wyglądała świetnie. Przez chwilę stała, pozwalając mi patrzeć na jej ciało, z tak słodkim wyrazem twarzy jakiego jeszcze u niej nie widziałem. Nagle zrobiłem zdziwioną minę.
— Kochanie! Co się stało? Czy jesteś chora? — zapytałem żartobliwie.
Podeszła bliżej, śmiejąc się. Zaczęła mnie łaskotać. Złapałem ją sprytnie za lewe ramię. Ona jednak wykonała jeden ze znanych chwytów judo. Wiedziałem jak na niego odpowiedzieć i w efekcie oboje znaleźliśmy się na podłodze.
— Pozwól mi wstać. Zamoczyłeś mi zupełnie włosy — krzyknęła.
— Czy to ma jakieś znaczenie? — zapytałem i nie ruszyłem się. Podobało mi się to.
— Przypuszczam, że nie — odrzekła łagodnie i pocałowała mnie.
Wyszliśmy z łazienki roześmiani i zadowoleni. To był chyba najprzyjemniejszy prysznic w moim życiu. Mary i ja czuliśmy się doskonale w domowych warunkach. Jakbyśmy byli małżeństwem od dwudziestu lat. Oczywiście nie chodzi o przyzwyczajenie i rutynę. Tysiące rzeczy wciąż nas zaskakiwały. Chcieliśmy poznać siebie, być razem. Nie pamiętam tych dni dokładnie, ale czuję każdą ich sekundę. Byłem trochę oszołomiony. Mój wuj Ekbert osiąga ten stan przy pomocy kieliszka likieru, ale my oboje znajdowaliśmy się w tym stanie bez żadnych środków. Nie wzięliśmy nawet pigułek czasowych. Wtedy jeszcze nie. Byliśmy po prostu szczęśliwi — zapomniałem już, co to znaczy. Bywałem zafascynowany, zadowolony czy rozbawiony — ale nie szczęśliwy. Nie oglądaliśmy telewizji, nie czytaliśmy gazet. Tylko czasem Mary czytała na głos stare książki zostawione mi przez dziadka. Ale to w żaden sposób nie przybliżało nas do świata. Przeciwnie. Któregoś dnia zeszliśmy w dół do wsi, chciałem pokazać ją Mary. Ludzie myśleli, że jestem pisarzem, postarałem się utwierdzić ich w tym przekonaniu, zatrzymując się, by kupić taśmy do pisania i trochę papieru. Wdałem się w rozmowę o pasożytach ze sprzedawcą.