po chwili zrezygnowała z nawoływania. Nie ma sensu nawoływać kogoś, kto ucieka,
wykrzykując, że już NIGDY nie wróci. Przynajmniej dopóki ten ktoś nie ochłonie i sam nie
będzie chciał zostać odnaleziony.
No i oczywiście pozostawała jeszcze sprawa lasu. Drzew, krzaków, kęp trawy
wyglądających jak sierść jakichś przyczajonych bestii, cieni, dziwnych szelestów,
tajemniczych odgłosów i tego, że grunt – zamiast jak bogowie kazali leżeć płasko – wznosił
się, coraz większą stromizną, a drzewa, tylko dzięki jakimś magicznym sztuczkom, rosły
pionowo. I tego, że zwyczajnie dyszała po przebiegnięciu ledwo połowy mili, bo nogi nie
przywykły do wspinaczki.
Przerażające miejsce.
Key’la patrzyła, jak Nee’wa mija jej kryjówkę i idzie dalej. Nie odezwała się, nawet nie
drgnęła, mimo że i twarz siostry, i cała sylwetka wyrażały niemą prośbę. Znajdź się, znajdź
się, proszę! Przepraszam!
Nie! Nigdy jej nie wybaczy tego, co powiedziała! Nigdy! I nigdy nie wróci do domu!
Wszystko zaczęło się dziś rano. Obozowiska wciąż się rozrastały, kolejne wozy
wjeżdżały do doliny nieprzerwanym strumieniem i zajmowały wyznaczone miejsca. Powstało
już osiem wielkich czworoboków, a miały się pojawić jeszcze dwa. Czterdzieści tysięcy
wozów, największe zgromadzenie Verdanno w historii. I oby nie ostatnie, powtarzał ojciec, a
jego posępna twarz marszczyła się wtedy gniewnie.
Key’la nie bardzo orientowała się w tym wszystkim.
Mieli jechać na wschód, tak wszyscy mówili, a wyruszyli na północ; mieli odebrać Se-
kohlandczykom ziemię przodków, piękną, wielką wyżynę, po której wozy Verdanno jeździły
przez tysiąc lat, a wjechali między wysokie, strome niczym mury zamku szczyty, które
wyglądały, jakby były gotowe zmiażdżyć ich swoim ciężarem. Wielkie wozy bojowe,
wydałoby się niezwyciężone na Stepach, tutaj, w obliczu tych gór, stawały się nagle takie...
takie kruche. Ludzie w obozach starali się nie patrzeć na otaczające ich wierzchołki, omijali je
wzrokiem, skupiali uwagę na najbliższym otoczeniu, sprzątaniu, gotowaniu posiłków, dbaniu
o zwierzęta, ćwiczeniach. A wieczorami, gdy słońce chowało się za granie, szybko zamykali
się w wozach i szli spać.
Tylko nie Nee’wa. Średnia siostra wymykała się wieczorami na jakieś tajemnicze
spotkania, niezauważona, bo Ana’we spędzała te chwile w gronie dorosłych już kobiet i
panien na wydaniu, pikując grube, skórzane maty, które miały chronić grzbiety i boki koni w
czasie walki, opierzając drzewce strzał, warząc lecznicze maści i driakwie. W trakcie tych
spotkań dostojne matrony obserwowały dyskretnie urodę dziewcząt, ich zręczność w pracy,
ogładę, grzeczność i skromność. Choć ojciec kręcił na to nosem i powtarzał, że te stare
kobyły patrzą raczej na ich stroje i na to, ile złota i srebra dziewczyna na siebie założy; jakby i
tak wszyscy nie wiedzieli, jaki majątek mają sąsiedzi.
Mimo wszystko jasne było, że najstarsza z sióstr wystawia się na sprzedaż. Liczba
młodych mężczyzn, którzy ostatnio przychodzili do kuźni z byle drobiazgiem do naprawy,
była imponująca. Ich sąsiedzi w obozie śmiali się, że córka napędza And’ewersowi klientów.
I jako panna na wydaniu sypiała ona teraz na wozie ojca, w specjalnie dla niej przeznaczonej
części z osobnym wejściem.
A Nee’wa, korzystając z tego, że w wozie sypialnym zostały we dwie, wymykała się
wieczorami i wracała dopiero nad ranem, rozgrzana, zarumieniona i zdyszana. Key’la
wreszcie nie wytrzymała i powiedziała jej, że wie o tych nocnych wycieczkach i że jeśli
Nee’wa nie zabierze jej ze sobą, wszystko powie ojcu.
„Ty mały szpiclu”. Starsza siostra wysyczała jej to w twarz z taką miną, że przez chwilę
myślała, że Druga ją uderzy. „Wołałabym, żebyś to ty umarła, a nie mama!”.
Key’la wypadła wtedy z sypialnego, wymknęła się przez przejście w murze wozów
bojowych i pomknęła w stronę lasu. Smyrgnęła między pnie, słysząc, jak siostra biegnie za
nią, ale to nie miało znaczenia.
Jak ona mogła?! Jak mogła?!
Zanim się zorientowała, biegła pod górę, wspinając się między drzewami, czepiając
korzeni i kęp trawy, coraz wyżej i wyżej. Na ostrym źdźble rozcięła palec, rozdarła tunikę na
jakiejś gałęzi, przeciskając się przez krzaki, zostawiła na nich garść włosów. Nieważne.
Jak mogła?! Jak?!
Dopiero teraz, gdy leżała na ziemi – wdychając zapach poszycia, mchu, mokrej ziemi,
rozkładających się igieł i liści – poczuła, jak wstrząsa nią szloch. Nee’wa!
Jak mogła?
Key’la zapłakała bezgłośnie, tak jak nauczyła się tego przez długie miesiące po śmierci
mamy, jakby obok spała czujnym snem któraś z sióstr.
Ja też bym wolała umrzeć, żeby tylko mama żyła.
Nigdy nie wróci! Nigdy, nigdy!
Z tej części lasu, gdzie zniknęła Nee’wa, dobiegł ją nagle trzask gałęzi i coś jakby
stłumiony okrzyk. Dziewczynka przestała płakać, wsłuchała się w nagłą ciszę. Jej siostra