pieniądze i klejnoty, obdarowujesz nimi ludzi, by cię lubili. Te płaskie i trywialne są niczym
tandetna biżuteria z cyny i kolorowych szkiełek. Dlatego oceniaj swojego rozmówcę po
komplementach, jakie ci prawi, to więcej o nim powie niż wieloletnia znajomość.
Kailean sięgnęła po kielich.
– Nie chciałam cię urazić.
– Wiem. Jesteś po prostu niezgrabna. Kobietom trudno jest mówić miłe rzeczy innym
przedstawicielkom swojej płci. To naturalne.
– Naturalne?
– Jak wygląda księżniczka Gee’nera?
Kailean rzuciła okiem na Daghenę. W tej strojnej kiecce podkreślającej talię i biust, z
perłami we włosach wyglądała...
– Nie najgorzej.
– Widzisz? Nasza księżniczka jest jedną z najpiękniejszych młodych kobiet, jakie w życiu
widziałam... a przy tym, gdy się rumieni, wygląda jeszcze lepiej. A ty mówisz: nie najgorzej.
Natomiast mężczyźni rozwinęli sztukę komplementów niczym zdolności łowieckie.
Niektórzy są w tym prawdziwymi mistrzami. Lecz jeśli mężczyzna, który stoi wyżej od
ciebie, jest bogatszy, ma tytuł albo pochodzi ze znaczącego rodu, prawi ci byle jakie
komplementy, znaczy to tylko tyle, że cię lekceważy i traktuje jak idiotkę. Twoja sprawa, jak
to wykorzystasz.
Kailean westchnęła melodramatycznie.
– Myślałam, że na dziś kończymy lekcje.
– Skończyłyśmy. Trudno uczyć kogoś, kto niemal cały czas ma pełne usta, to trzeci
kawałek, prawda, księżniczko?
– Mmmm... tak.
– I drugi naszej Inry?
– Owszem.
– Więc dzięki temu nie przerywacie mi i musicie słuchać, mam rację? Nałóż sobie jeszcze
porcję, droga Inro.
Droga Inra stłumiła chęć pokazania języka, ale posłusznie wykonała polecenie. Bo Dag
brała kolejną dokładkę, a ciasto znikało w zastraszającym tempie.
– Nie mamy nikogo w zamku, od lat nie widziano potrzeby umieszczania tam szpiega, i
to się teraz mści. Miejscowa tradycja sprawia, że służba dziedziczy profesję tak, jak
arystokracja tytuły. Kucharz jest synem, wnukiem i prawnukiem kucharza, ogrodnik
potomkiem długiej linii ogrodników, pokojówka urodziła się w fartuszku. Znają się, trzymają
razem i bardzo trudno wprowadzić między nich nową twarz. Ostatnią szansę mieliśmy, gdy
kilka lat temu epidemia ciężkiej grypy zabiła sporo mieszkańców Olekadów, a hrabia musiał
ponoć przyjąć kilka nowych osób, bo nie było nikogo, kto przejąłby po nich obowiązki. Ale
jak mówiłam, przegapiliśmy ten moment. Więc będziecie same.
– A poza zamkiem?
– Nawet gdyby poza zamkiem stacjonowała armia, nic wam to nie da. Kamienny mur
potrafi oddzielać ludzi skuteczniej niż morze. Szanse na ucieczkę? Żadne. Musicie opuścić
zamek tak, jak wjechałyście, bramą. Jako księżniczka Gee’nera i Inra-lon-Weris. Oczywiście
najlepiej, jeśli będziecie już cokolwiek wiedzieć.
Kailean odsunęła talerzyk, oparła łokcie na stole, ignorując oburzone spojrzenie
„księżniczki”.
– Miało być szczerze. Czy Szczurza Nora ma jakieś podejrzenia? Cokolwiek?
Besara pokręciła głową.
– Nie. Nic w tym, co się dzieje, nie ma sensu. Ludzie są mordowani albo znikają. Na
mapie miejsca zaginięć i mordów układają się w wielką spiralę, której środek wypada mniej
więcej w okolicach Kehlorenu albo zamku hrabiego, zależy jak odczytywać te znaki. A nie
mamy pełnego obrazu, bo z pewnością jeszcze nie wszystkie zabójstwa odkryto, w tych
górach są doliny, które po zimie dopiero teraz nawiązują kontakt ze światem, a na dodatek
podejrzewam, że niektórzy arystokraci nie informują nas o każdym zaginięciu. Nie wiemy też
wciąż, co stoi za tymi zniknięciami i mordami. Dlaczego jeden chłopski wóz przejeżdża drogą
bezpiecznie, a następny, wędrujący ledwo kwadrans po nim, znika. Dlaczego w ludnej wsi
ktoś wchodzi do chaty i morduje wszystkich, łącznie z upośledzonym mężczyzną, z kobietami
w ciąży i niemowlętami, a inne rodziny zostawia w spokoju? Dlaczego zabija załogę wieży
strażniczej, a jednego wartowników uprowadza i okalecza? Czemu bez śladu przepadają
patrole Górskiej Straży? Nie wiemy. Nasze prośby o przysłanie wsparcia z innych prowincji
są odrzucane, więc musimy sobie radzić tym, co mamy.
– Czyli?
– Kilku czarodziejów, w tym jeden, który nadaje się tylko do przenoszenia rozkazów,
kilkunastu szpiegów rozrzuconych po wsiach i miasteczkach, dwie drużyny bojowe.
Zazwyczaj tylu ludzi pracuje w większym mieście, a nie w całej prowincji.
– Czarodzieje coś wykryli? Cokolwiek?
– A wy coś wykryłyście? Cokolwiek? Szczerość za szczerość.
Kailean zerknęła na Daghenę. Ta tylko uniosła brwi.
– Nie wchodziłam do wieży – mruknęła. – A z tym nieszczęśnikiem miałam za krótki
kontakt i raczej starałam się go przytrzymać, niż sprawdzać. Może gdybym mogła go teraz...
– On nie żyje. Umarł wczoraj, mimo że pilnowano go cały czas. Poluzował pęta, w czasie
karmienia wyrwał strażnikowi łyżkę, włożył sobie trzonek w oczodół i uderzył twarzą o blat.
Umarł na miejscu. – Starsza kobieta po raz pierwszy sięgnęła po wino. – Jak widzicie,