południa, a potem zaczęli szukać, szukali cały dzień, aż do późnej nocy, a rankiem
następnego dnia wrócili do reszty oddziału po wsparcie.
– Aha...
– Już to, że dziesiętnik poszedł sam, było dziwne, no a potem jednemu z Trzeciej
wymsknęło się, że wyszedł nie rano, tylko wieczorem, inny powiedział, że nie w górę, tylko
w dół strumienia, jeszcze inny, gdy się spił, wygadał, że szukali tak mocno, że w całej okolicy
narobili mnóstwo śladów. Było to na tyle dziwne, że porucznik Salenw-leh-Mohenn
zameldował o wszystkim, jak tylko Ósma dotarła na miejsce. Pewnie trochę ze strachu o
swoją skórę... Kenneth lekko zmrużył oczy.
– Jak jeszcze awansujesz o dwa stopnie, Andan, będziesz sobie mógł pozwolić na takie
uwagi o oficerach, rozumiesz?
– Tak jest.
– I nie marszcz mi się tu tak, bo wyglądasz, jakbyś miał zatwardzenie. To oczywiste, że
sprawa śmierdzi, a dowódca Ósmej musiał jakoś wyjaśnić, dlaczego nie szukał swojego
człowieka. Tylko że jeśli Trzecia miała cały dzień, by ukryć ciało... Albo jeśli Fansoh miał
dzień i noc, by zniknąć... Cały pułk by go nie znalazł. Szczury ich przepytywały?
– Przez miesiąc. Ale podobno wtedy ich zeznania były już identyczne, panie poruczniku.
– Świetnie, dziewięciu ludzi mówiących to samo: albo mają idealną pamięć, albo łżą jak
norka z pisklęciem w pysku. Varhenn, a ty? Coś słyszałeś o Trzeciej?
Dziesiętnik pokiwał głową.
– Trochę. Ergehenn Alensamn jest dziesiętnikiem w Ósmej. Pochodzi z tego samego
klanu, co moja matka, więc nie może, a raczej nie powinien, mnie okłamywać. – Mrugnął
porozumiewawczo. – Ten Fansoh był młody, zdolny i zadziorny. Ergehenn go lubił, mówił,
że to dobry materiał na oficera. Podobno sam zgłosił się do przeniesienia w Olekady. A mógł
zostać, bo na miejscu miał żonę i dziecko, a z ich pułku na wschód szli tylko ochotnicy albo
nieżonaci. I Trzecia Dziesiątka za nim przepadała. Cała Ósma była zdziwiona, gdy chłopaki
bez protestów zgodziły się przerwać poszukiwania i powędrować dalej. Tylko tyle. Za to
sporo się dowiedziałem o reszcie.
– Reszcie...? A, Stajennych. I co?
– Prawie wszyscy trafili tam na skutek działania jednego oficera, młodszego pułkownika
Lenwana Omnela z Kwatermistrzostwa Regimentu. Ósma też straciła tak dwóch strażników.
Nie na każdym raporcie widnieje jego podpis, bo czasem każe je pisać swoim porucznikom,
ale to on wysłał większość ludzi do stajni.
Velergorf rozsiadł się wygodniej, oparł o ścianę, przymknął oczy. Czekał.
– Dobrze. – Kenneth pokiwał głową i wymienił spojrzenia z pozostałą dwójką.
Uśmiechnęli się porozumiewawczo. – Świetna robota, Varhenn. A ty, Bergh? Znalazłeś
miejsce, gdzie zwiadowcy Czarnego nas podchodzą?
Bergh pokiwał głową.
– Tak jest, panie poruczniku. A raczej Wilk i Azger coś znaleźli – Bergh popatrywał spod
oka na Velergorfa, uśmiechnął się półgębkiem i mówił dalej – na skraju lasu, jakieś sto
kroków od nas i trochę w górę strumienia. Dobre są te Bękarty, zostawili niewiele śladów, ale
chyba się rozleniwili.
– Bo?
Kenneth też nie spuszczał oka z najstarszego dziesiętnika, Andan szczerzył się otwarcie.
– Bo od kilku dni korzystają z tych samych kryjówek. Zresztą to najlepsze i
najbezpieczniejsze miejsca w okolicy, ale mimo wszystko... jakby to powiedzieć... lekceważą
nas.
Porucznik pokiwał głową.
– Chłopcy coś wymyślili w tej sprawie?
– Azger zapewnił mnie, że tak. Chce pan wiedzieć co, panie poruczniku?
– A muszę?
– Eee...
– Też tak uważam. Oficer nie powinien się zajmować każdą sprawą, bo nie będzie miał
czasu na sen. No dobra, ruszamy do stajni.
Velergorf poruszył się, wyraźnie zaniepokojony, otworzył oczy.
– Coś sobie przypomniałem, panie poruczniku...
– Varhenn, jeśli przypomniałeś sobie dopiero teraz, to najpewniej nie jest to ważne.
Chyba że pamięć zaczyna szwankować. Ale w twoim wieku...
Wytatuowany dziesiętnik powiódł wzrokiem od twarzy do twarzy, w oczach błysnęło mu
rozbawienie.
– Dobre, panie poruczniku. Nie wiem, czy to ważne, ale kilku oficerów z nowo
przybyłych kompanii już się skarżyło na tego Omnela. On ma dostęp do papierów, które
każda kompania przyniosła ze sobą, i zdaje się, że nie przepada za nowymi. Najpierw po
prostu się czepiał, robił awanturę i odsyłał do dowódców po karę. A potem zaczął się
rozkręcać, nie wystarczyło mu już skierowanie sprawy do bezpośredniego dowódcy, sam
zaczął wyznaczać kary, a gdy zebrało się ich kilka, wysyłał ludzi do stajni, jako
bezużytecznych i krnąbrnych. Jest szczególnie cięty na tych, którzy mają, jak to mówią,
ciężką przeszłość. Znam przynajmniej czterech żołnierzy, którzy trafili do stajni za
nieoddanie honorów starszemu stopniem.
– To nie jest byle jakie wykroczenie, Varhenn.
– Jeśli oficer przechodzi trzydzieści kroków od ciebie, a ty jesteś odwrócony plecami i go
nie widzisz, to jest. Przynajmniej tak uważa większość chłopaków. Podobnie jeśli oficer robi