Читаем Niebo ze stali полностью

nagle przegląd i wysyła cię do stajni za niedoczyszczone buty, mimo że nie są w gorszym

stanie niż buty reszty. On naprawdę wydaje się wybierać tych, którzy mniej lub bardziej coś

tam kiedyś przeskrobali. Doszło do tego, że przybyłe z zachodu kompanie unikają jak ognia

ludzi z Kwatermistrzostwa, bo i młodszy pułkownik, i podlegli mu porucznicy najwyraźniej

znaleźli sobie niezłą zabawę. Nie lubią nowych i pokazują im, kto tu jest najważniejszy.

– Czarny nie interweniował?

– Na jakiej podstawie, panie poruczniku? W papierach wszystko jest w jak najlepszym

porządku. Nieoddanie honorów, niedbanie o wyposażenie, niewłaściwy stosunek do starszego

stopniem i parę innych takich podobnych „nie”. Gdyby nie to, że spędzamy większość czasu

poza twierdzą, do nas też by się pewnie przyczepili.

– Coś jeszcze?

Velergorf spojrzał na niego, mrużąc oczy.

– Tak. Broń. Kazał wszystkim zdać broń, nawet noże i sztylety. I pancerze, hełmy, tarcze.

Strażnicy bez broni... niektórzy woleliby dać sobie obciąć coś ważnego. Gdybym awansował

jeszcze o kilka stopni, powiedziałbym, co myślę, ale teraz nie mogę pozwolić sobie na uwagę,

że ten młodszy pułkownik to kawał gnojka, który uwił sobie ciepłe gniazdko w

Kwatermistrzostwie i zabawia się władzą i łamaniem ludzi.

Kenneth westchnął i przymknął oczy.

– A więc należy się cieszyć, że nie jesteś, dajmy na to, pułkownikiem, Varhenn. I jeszcze

raz pozwolisz sobie na niemówienie takich uwag, to będziesz biegał trzy razy dookoła doliny

w pełnym rynsztunku. Dodatkowo z zapasami na dziesięć dni. Rozumiemy się?

– Tak jest.

– Oczywiście myśleć możesz, co zechcesz. A teraz zbieramy się po resztę... kompanii.

Bergh, ty zostaniesz, zajmiesz się tym, o czym nie powinienem wiedzieć, i przypilnujesz

porządku. A... i przygotuj miejsce na namioty, szałasy nowi postawią sobie jutro.

– Rozkaz.

Rozdział 3

Najważniejszy magazyn zamku znajdował się w zachodnim skrzydle. Kilka długich

budynków o wąskich oknach i drzwiach stanowiło swoistą twierdzę w twierdzy, teoretycznie

ostatni punkt oporu w sytuacji, gdyby wróg zdobył mury. Zważywszy, że składowano tam

mnóstwo broni, żywności, wody i zapasy leków, rzeczywiście można się było w nich

utrzymać przez wiele dni.

Kenneth wraz z dziesiętnikami wszedł do głównego pomieszczenia, gdzie za wielkim

biurkiem siedział młody porucznik. Nie nosił płaszcza, tylko skórzaną kurtkę z wąską

lamówką przy mankietach i głową wessyrskiego owczarka wytłoczoną na piersi. Psi pysk

przecinały dwie czarne krechy. Symbol Bękartów Czarnego.

Na widok wchodzących oficer skinął tylko głową i czekał na oddanie honorów. Mieli z

porucznikiem ten sam stopień, ale to on był u siebie. Kenneth wyprostował się i przyłożył

prawą pięść do lewej piersi. Bękart uśmiechnął się lekko i nie odrywając tyłka od krzesła,

wykonał jakąś parodię salutu.

– Słucham, poruczniku?

– Kenneth-lyw-Darawyt, Szósta Kompania Szóstego Pułku. Przyszedłem po broń i

wyposażenie tych żołnierzy.

Położył na biurku listę nazwisk. Kwatermistrz nawet na nią nie spojrzał, wyjął tylko z

szufladki kilka piór i z zapałem zaczął je ostrzyć.

– Stajenni, prawda? – rzucił, nie podnosząc wzroku. – Stary musiał być w kiepskim

humorze, skoro ich wam przydzielił. Niestety, nie mogę nic wam wydać.

– Dlaczego?

– Zgodnie z regulaminem Regimentu Wschodniego broń i osobiste wyposażenie może

odebrać tylko żołnierz, do którego ono należy. Muszą się zjawić po nie sami. Inaczej się nie

da.

Mały nożyk błyskał, kawałki pióra zaśmiecały blat. Przez chwilę panowała cisza, ale

wreszcie oficer przerwał zabawę i podniósł głowę. Uśmiechnął się uprzejmie, unosząc

pytająco brwi.

– Coś jeszcze, poruczniku?

Kenneth wolno nabrał powietrza, równie wolno wypuścił.

– Gdzie jest złożona ich broń? – zapytał cicho. – Żeby się potem nie okazało, że to nie ten

magazyn, a ja niepotrzebnie pana niepokoję.

– Och, jest u nas. – Zaostrzone pióro wskazało drzwi po lewej stronie biurka. – Chcecie

zerknąć? Nie, nie ma takiej potrzeby. Ostatni regał, na samej górze, żeby szczury nie dobrały

się do skórzanych części. Nie żebyśmy jakieś tu mieli, ale ostrożności nigdy dość. Jak tylko

Stajenni się zjawią, wydam im wszystko raz-dwa.

Wyszli na dziedziniec, najpierw porucznik, potem obaj dziesiętnicy. Velergorf i Andan

rozsądnie milczeli.

– Varhenn! – Kenneth zdziwił się, że potrafi tak warczeć.

– Tak jest!

– Kiedy zamykają te magazyny?

– Za mniej więcej godzinę, panie poruczniku.

Nad twierdzą poniósł się brzmiący spiżem dźwięk dzwonu.

– Za równą godzinę – poprawił dziesiętnik.

– Ten wypierdek się nie przedstawił, zauważyliście.

– Tak.

– Więc za godzinę zastaniemy zamknięte drzwi i będziemy musieli szukać nie wiadomo

kogo po kwaterach Bękartów?

– Na to wygląda, panie poruczniku.

– Mimo iż wiedzieli, że Stajenni mają dziś do nas dołączyć...

Chwilę maszerowali przed siebie szybkim krokiem.

– Dlaczego się nie odzywasz?

Перейти на страницу:

Похожие книги