Читаем Niebo ze stali полностью

twarze, za to pozostałych sześciu zlokalizował w kilka chwil. Pozdrowili go uniesieniem ręki

i dalej maszerowali wokół obozu, przytupując i wymachując ramionami. Z sąsiedniego

szałasu wyszedł Velergorf, skinął głową i spokojnie odszedł w stronę linii wart.

Kenneth sam wprowadził zakaz salutowania w czasie, gdy kompania spodziewa się ataku.

To zwiększało jego szanse na przeżycie, zwłaszcza gdy nie nosił płaszcza. Podszedł do

stojącego przy drzwiach cebrzyka, przebił palcem cienką jak włos taflę lodu, zacisnął zęby i

szybko obmył twarz i szyję. Lodowate krople ściekające wzdłuż pleców przegnały resztki

senności. Nie wycierając się, zaczekał na Velergorfa.

– Słońce jeszcze nie różowi nieba, panie poruczniku.

– Jak dla mnie – stoi niemal w zenicie, Varhenn. Co z nowymi?

– Nie rozumiem.

– Widzę tylko starych, Patyka, Malawe, Serha...

– Stali, panie poruczniku, ale tak się złożyło, że warta przed świtem przypadła naszym.

Ale dwóch ukrytych to nowi.

– Kto?

– Ten Nur i jeszcze jeden, Myiwe Dyrt się nazywa.

Kenneth zmrużył oczy.

– Fenlo Nur, słyszałeś coś o nim?

– Nie, panie poruczniku, ale wiem, dlaczego pan pyta. Kandydat do brązu.

– Być może. Trzyma Ósmą w kupie i jeśli ktoś zna prawdę o tym, gdzie się podział ich

dowódca, to tylko on. Ale nie będę tego drążył. Muszę jednak podzielić ich na dziesiątki i

wyznaczyć podoficerów, i to szybko, bo nie da się sprawnie dowodzić taką kupą.

– Może któryś z naszych ich przejmie? Kilku chłopakom należałby się awans.

Oficer uniósł wymownie brwi.

– A to mi akurat nie przyszło do głowy – stwierdził z przekąsem. – To kogo oddasz z

własnej dziesiątki? Zdaje się, że Azger jest twoim zastępcą, co? Pozbędziesz się go? Każdy

chce mieć dobrego tropiciela w oddziale, prawda? – Po chwili milczenia westchnął

przeciągle. – Nie, Varhenn, oni już są krnąbrni. Jeśli wyznaczę im dziesiętników spoza

własnego grona, to tak, jakbym im powiedział, że im nie ufam i nie są nic warci. Pójdziesz

wtedy z nimi na patrol?

Uśmiechnął się, widząc minę dziesiętnika.

– Zrób pobudkę i szykuj się na wizytę u Czarnego. Chcę, żebyś poszedł ze mną.

– Jeszcze nas nie wezwał.

Kenneth machnął ręką w stronę twierdzy.

– Zakład, że gdy tylko otworzą bramy, wypadnie z nich posłaniec?

– Dziękuję, panie poruczniku, wczoraj przegrałem do Bergha większość miesięcznego

żołdu.

Oficer spojrzał na niego, mrużąc oczy.

– A o co się założyliście?

– Że nie uda się panu pobrać wyposażenia, zanim zamkną magazyn.

– Czyli że nie ośmielę się zadrzeć z Kwatermistrzostwem? Przykro mi, dziesiętniku. –

Kenneth poklepał się po zarośniętym policzku. – Ten kolor zobowiązuje.

Velergorf uśmiechnął się kwaśno i pomaszerował do pozostałych szałasów. Kenneth

otworzył drzwi do swojego, podparł je drewnianym klinem.

– Pobudka!


* * *


Posłaniec przybył dwie godziny po wschodzie słońca, choć nie taki, jakiego się

spodziewali.

Z lasu zaczęli wyłaniać się strażnicy, wszyscy w płaszczach, z psim łbem przekreślonym

czarnym krzyżem. Nie zaskoczyli ich, bo najwyraźniej nie mieli takiego zamiaru, hałasując

po drodze jak stado pędzonych krów. Kenneth rzucił tylko okiem na dwie czarne jedynki,

Pierwsza Kompania Pierwszego Pułku, przyboczny oddział dowódcy Regimentu

Wschodniego.

Porucznik przerwał czyszczenie kolczugi i wstał, przyglądając się uważnie przybyłym.

Była ich pełna setka, wszyscy kompletnie uzbrojeni, a choć na razie trzymali ręce z dala od

mieczy i toporów, to sposób, w jaki otoczyli ich szałasy, nie wróżył nic dobrego. Zaczął się

rozglądać, bo z tego, co wiedział, ta kompania nie ruszała się dalej niż na dwieście kroków od

Czarnego. Znalazł go po kilku chwilach, generalski błękit na płaszczu był tak sprany, że

ledwo odcinał się od barwy materiału.

Kątem oka zarejestrował, że Szósta podrywa się na nogi. Zasalutował.

Kawer Monel podszedł do niego spokojnie, długim, marszowym krokiem, całkowicie

ignorując pozostałych żołnierzy. Popatrzył, oddał salut.

– Jak nowi strażnicy, poruczniku?

– W nocy spisali się dobrze, panie generale. – Kenneth nie miał zamiaru zrobić spocznij,

dopóki nie padnie taki rozkaz, więc wpatrywał się teraz nieruchomo w przestrzeń kilka cali

nad lewym ramieniem Czarnego.

– Słyszałem, że pobraliście dla nich wyposażenie.

– Oczywiście, panie generale.

– Co do skargi...

– Nie będę się skarżył, panie generale.

Gdzieś z boku ktoś wciągnął powietrze, ktoś inny rozkasłał się gwałtownie. Zapadła

cisza.

– Nie będzie się pan skarżył, panie poruczniku?

Kenneth nie wiedział, co go bardziej dziwi, czy to, że Kawer Monel szepcze, czy też to,

że ten szept, a zwłaszcza wyduszone przez zęby „skarżył”, słychać w całej okolicy.

– Oczywiście, panie generale. Jestem wdzięczny Kwatermistrzostwu za okazję do

sprawdzenia zgrania i pomysłowości kompanii. Jestem też przekonany, że to był tylko test, bo

przecież oficer Straży nie może nie znać jej regulaminu...

Перейти на страницу:

Похожие книги