Читаем Niebo ze stali полностью

uśmiechnął się w duchu, łowiąc jego spojrzenie, to była zabawa, sprawdzian, jak żołnierze

Imperium zareagują na taki pokaz prostactwa i barbarzyństwa. No cóż, jeśli ktoś jadał

najczęściej w towarzystwie wyglądających jak banda zbirów strażników, to raczej nie będzie

się przejmował brakiem manier, prawda? Porucznik siorbnął głośno i beknął

bezceremonialnie, ledwo zakrywając usta. Nagrodą był szeroki, szczery uśmiech.

Gulasz się skończył, gospodarz zaklaskał, dziewczęta wyszły z wozu, zabrały naczynia i

znikły.

– Znacie drogę na wyżynę? – zaczął ten z największą kolekcją blizn, Awe’jakośtam.

Najwyraźniej teraz, gdy wymogi gościnności zostały spełnione, przechodzili od razu do

rzeczy. Porucznik przeniósł spojrzenie z jednej twarzy na drugą, z jednych ciemnych oczu na

inne. To by było tyle, jeśli chodzi o rzekome „odwiedzanie” krewnych, upewnił się. W tych

oczach tliła się zapowiedź wojny, były spokojne, zdecydowane, groźne. I w jakiś sposób

obojętne, ci ludzie podjęli już decyzję i nie było mowy, by zrezygnowali ze swoich planów.

– Chyba – odpowiedział zgodnie z prawdą, a burza, którą dostrzegł w spojrzeniu

mężczyzny, przybrała na sile.

– Chyba? – W tym pytaniu było wszystko, łącznie ze zgrzytem noża ocierającego się o

okucie pochwy.

– Dostaliśmy mapy, plany i notatki, ale nie przeszliśmy jej sami. Zrobił to inny oddział.

– Więc dlaczego ten inny oddział nas nie poprowadzi?

– Bo to Bękarty Czarnego, a on uważa, że do tego zadania wystarczymy my. Swoje

własne oddziały woli mieć pod ręką.

Nie było sensu opowiadać o konflikcie z Kwatermistrzostwem.

– I mamy uważać...

– Czy te mapy są dokładne?

Pytanie zadał gospodarz, i to najwyraźniej wystarczyło, by zamknąć usta temu najbardziej

gniewnemu.

– Straż dba o to, by jej mapy były najlepsze. W górach od tego zależy życie. Są dokładne.

– Wóz przejedzie?

– Zgodnie z tym, co jest zaznaczone, przejedzie przez większość drogi. Niemal połowa

trasy biegnie starym szlakiem w stronę Awnmort. To mały zamek, jeszcze trzydzieści lat

temu był bazą Straży. Potem go opuszczono, bo remont był nieopłacalny, a w tamtej okolicy i

tak nie ma sensu trzymać stałej załogi. Czasem jeszcze z niego korzystamy, a droga mimo że

nie jest już używana, zachowała się w dobrym stanie...

Kenneth przerwał, bo w miarę jak mówił, Verdanno pochylali się w przód, zaciskali

pięści, spinali. Najwyraźniej te informacje były dla nich na wagę złota.

– Żebyśmy się dobrze zrozumieli – spojrzał w oczy And’ewersowi – stąd, z tego miejsca,

do Wyżyny Lytherańskiej jest lotem ptaka jakieś czterdzieści, może czterdzieści pięć mil. Ale

szlak kluczy między zboczami, zawraca na północ, potem na południe, w pewnej chwili,

zgodnie z mapą trzeba będzie jechać nawet na zachód. Myślę, że o ile trasa do Awnmort jest

dość prosta, o tyle potem zaczną się problemy. W jednym miejscu należy przerzucić most nad

wąwozem, według notatek szerokim na prawie osiemdziesiąt stóp, w innym przejście w

skałach zwęża się do dwóch jardów, wóz nie przejedzie bez solidnej kamieniarskiej roboty.

Będzie też trochę drzew do wykarczowania, chyba że chcecie objeżdżać ładny kawałek lasu,

co wydłuży drogę o jakieś dziesięć mil. Tak czy inaczej, to nie wycieczka na jeden dzień.

Wozak potakiwał każdemu jego słowu i wydawał się notować coś w myślach. Spokój i

zdecydowanie ani na chwilę nie znikły z jego spojrzenia.

– A na końcu? – zachrypiał. – Jak wygląda zejście na wyżynę?

Kenneth pochylił się, wyjął z dogasającego ogniska nadpalony patyk i zaczął rysować na

ziemi.

– To jest wschodnia ściana Olekadów – zrobił pionową kreskę – wysoki na milę skalny

mur bez żadnych przełęczy czy przesmyków. Tylko w jednym miejscu jest tam skalna

ostroga, długa na pół mili, lekko zakręcająca na południe...

Zaznaczył ją oszczędnym ruchem.

– Szlak, który mamy wam pokazać, kończy się właśnie u szczytu tej ostrogi, długa na

kilkaset jardów szczelina w skale prowadzi wprost na jej początek, mniej więcej trzysta stóp

nad poziomem gruntu. Ta szczelina to najwęższe gardło na całej trasie, w jednym miejscu ma

tylko nieco ponad trzy stopy, a i samo wyjście ze skalnej ściany jest dobrze ukryte. Potem już

tylko półmilowy zjazd w dół skalnym grzbietem i jesteście w domu.

Drgnęli na to słowo, jakby kropla roztopionej smoły spadła im na kark. Kenneth pokiwał

głową i zmierzył się spojrzeniem z And’ewersem.

– Ile wozów chcecie tamtędy przeprowadzić?

Verdanno miał twarz jak z kamienia, po czym poruszył szczęką, zacisnął zęby, sapnął.

– Wszystkie.

Nie było serii zduszonych jęków ani oburzonych spojrzeń, tylko towarzysząca im i

milcząca dotąd kobieta wykonała coś, co chyba było gestem aprobaty, bo uśmiechnęła się

przy tym szczerze.

– Oczywiście mówicie nam to, bo i tak sami byśmy się domyślili, mam rację?

Fenlo Nur. Krępy podoficer nie wiedział, kiedy należy zachować milczenie.

– Oczywiście. – Has uśmiechnął się szeroko. – Za to ty jesteś dobry w dotrzymywaniu

Перейти на страницу:

Похожие книги