Przerwała, przykładając dłoń do ust jak ktoś, kto właśnie jest o krok od wypaplania
wielkiej tajemnicy. Przez chwilę bała się, że robi to nazbyt teatralnie i hrabia przejrzy jej grę.
Zerknęła w jego stronę i trafiła na spokojne, wyrachowane i bardzo uważne spojrzenie.
Wpatrywał się w nią długo, wystarczająco długo, by zdążyła się zarumienić i chyba właśnie
to była reakqa, na którą czekał.
– Wozacy są niechętni Straży? – zapytał cicho.
Pokręciła głową.
– Nic takiego nie powiedziałam, panie hrabio. Po prostu nie rozumieją, dlaczego
żołnierze trzymają ich w dolinie jak w jakiejś pułapce.
Nawet nie mrugnął.
– Nie znam wszystkich rozkazów z Meekhanu, być może generał Monel otrzymał jakieś
dodatkowe polecenia, ale powinien uważać. Straż to tylko cztery tysiące ludzi i jeśli
Verdanno zechcą siłą dochodzić swoich krzywd, najpewniej nie da rady ich powstrzymać.
Jednak na razie nikomu się krzywda nie dzieje, prawda?
– No... nie, panie hrabio.
– Więc może to tylko zwykła nadgorliwość, może generał nie chce, żeby komuś
cokolwiek się stało, bo w Olekadach nie wszyscy patrzą przychylnie na Wozaków.
– Mimo cesarskich rozkazów?
Westchnął ciężko i posłał jej wyrozumiały uśmiech.
– Cesarz jest daleko, a ojcowizna blisko. Gdyby na Stepach, w pobliżu obozów
Wozaków, pojawiło się nagle jakieś inne plemię koczowników, to czy sądzisz, drogie
dziecko, że zostałoby przyjęte z otwartymi ramionami? Natury ludzkiej nie zmienisz, obcy,
jeśli jest ich niewielu, mogą być potraktowani przyjaźnie, przyjęci mięsem i chlebem,
ugoszczeni. Ci sami przybysze, gdy zjawią się w wielkiej liczbie, zastaną zamknięte bramy i
napięte kusze. Bo ludzie tu – dotknął mostka – w sercach, zawsze dzielą świat na znane i
nieznane, na swoich i obcych, na przyjazne i wrogie. A jak widzisz, w tym podziale obce i
wrogie znaczy to samo.
Znów ruszył w wędrówkę wzdłuż biurka.
– W górach, także na moich ziemiach, przybycie Verdanno poprzedzały brzydkie plotki.
O rugowaniu z ojcowizny, o przymusowych wysiedleniach całych wsi i wyznaczaniu nowych
granic dla naszych posiadłości. Nie uwierzyłem w ani jedną z nich, więc pod groźbą ciemnicy
zakazałem ich rozpowszechniania. To był mój błąd, bo równie dobrze można próbować
zatrzymać pożar, stawiając zaporę ze słomianych bel. Dlatego też ucieszyłem się, gdy
księżniczka Gee’nera wyraziła chęć odwiedzenia mojego zamku. To mi pozwoli przynajmniej
częściowo dać tym plotkom odpór. Będę mógł ogłosić, że sama wozacka księżniczka
zapewniła mnie, iż jej lud nie ma zamiaru się tu osiedlać. Niektórzy i tak będą wiedzieć
swoje, ale wiele gorących głów ostygnie. Jest wiosna, chłopi powinni siać, wypędzać stada na
hale i robić porządki w chałupach, a nie... – Machnął ręką.
– Ostrzyć siekiery?
– Aż tak źle na razie nie jest. Skąd te przypuszczenia?
– Z tego, że dowódca Górskiej Straży nie pozwolił, by księżniczce towarzyszyła jej
własna straż, oraz z tego, że posłał z nami całą kompanię, jakbyśmy wędrowały przez dziki
kraj. No i miałyśmy okazję poobserwować żołnierzy. Czy często się zdarza, by wędrowali z
napiętymi kuszami, panie hrabio?
Musiał wyczuć w jej głosie ironię, bo spojrzał na nią zimno i znów w mgnieniu oka
wyrósł między nimi mur. Znów był hrabią pełną gębą, a ona sierotą bez majątku i przyszłości.
Te wszystkie dyrdymały o Meekhance czystej krwi, córce oficera i kobietach, które budowały
Imperium, były tak naprawdę kupą nawozu. Bo gdyby nie potrzebował jej do swoich planów
– zrozumiała w nagłym przebłysku – nie traciłby czasu na granie roli „ludzkiego hrabiego”.
No i, co najważniejsze, sukinsyn nawet nie zająknął się o tym, że w górach giną ludzie.
– Nie podoba mi się twój ton, dziewczyno. Sugerujesz, że kłamię?
– Nie, panie hrabio. Raczej że Górska Straż inaczej ocenia sytuację.
– Być może. – Złagodniał nagle, ale tym razem nie dała się nabrać. – Choć ja osobiście
sądzę, że nie są pewni własnych sił. Nigdy nie mieli do czynienia z takim... kłopotem, więc
starają się dmuchać na zimne. Pewnie gdyby ich przycisnąć, zaczną opowiadać niestworzone
historie o niebezpieczeństwach czających się w górach. Jednak ich... nadgorliwość nie
rozwiązuje mojego głównego problemu. Jaka tak naprawdę jest księżniczka Gee’nera?
Teraz to ona pozwoliła, by w jej głosie pojawił się chłód.
– To znaczy, panie hrabio?
– Och, dziecko. – Machnął ręką z jowialnym uśmiechem na ustach. – Nie udawaj, że nie
wiesz, o co mi chodzi. Jesteś z nią od pół roku, większość czasu spędzacie razem, a ona
traktuje cię bardziej jak przyjaciółkę niż wynajętą damę do towarzystwa. Mam oczy. To
młoda, piękna dziewczyna, zapewne przez wzgląd na swoją pozycję samotna, więc potrzebuje
kogoś, komu mogłaby się zwierzyć, wypłakać, porozmawiać. Wydaje mi się, że znalazła w
tobie powierniczkę i...
Przerywanie w pół zdania i wymowne spojrzenia najwyraźniej były ulubionym sposobem