Читаем Niebo ze stali полностью

miejscach zadowalali się tylko położeniem poziomej belki wspartej między skałami, w innych

układali kilka ram tuż obok siebie, by zwiększyć ich wytrzymałość. Zostawiali tu małą

fortunę, bo używali tylko najlepszych gatunków drewna, lecz widać pieniądze nie stanowiły

dla nich problemu. Kenneth nawet nie próbował tego liczyć, choć niektórzy jego ludzie tak.

– To cedr – Bergh wykazał się znajomością ciesielki – i to pewnie z zachodniego

Ewerenn, bo tylko tam rosną tak duże drzewa. A jedna cedrowa belka kosztuje jakieś dwa

orgi.

– Aż dwa?

– To cenne drewno, panie poruczniku. Twarde, niemal bez sęków, odporne na wodę,

mróz i wiatr. W mojej okolicy jest cedrowy most, który ma już trzysta lat. Niejeden kamienny

tyle nie wytrzyma. A ci tutaj... Na jednym wozie wieźli jakieś dwadzieścia belek, opróżnili

ich już ponad setkę. Dwa tysiące cedrowych belek to cztery tysiące orgów. A ten most, który

wcześniej postawili? Poszło niewiele mniej drewna. Nie liczą się z pieniędzmi.

Kilku przysłuchujących się im żołnierzy pokiwało głowami, najwyraźniej zdumionych

rozrzutnością Verdanno. Tylko Velergorf wyszczerzył się szeroko.

– Bergh, a ilu jest?

– Kogo?

– No, Wozaków? Ze sto pięćdziesiąt? Dwieście tysięcy?

– Mniej więcej. I co z tego?

– No to ile każdy z nich musiał dołożyć, żeby kupić to drewno? Chłopie, patrzysz na

rzekę złota, a widzisz tylko miedziaka w jej nurcie.

– Rzekę złota? Miedziaka?

Velergorf westchnął i przewrócił oczami. Bardzo dramatycznie.

– Mówisz dwadzieścia belek na wozie, czyli czterdzieści orgów, tak? A nie widzisz, że

każdy z tych wozów jest ciągnięty przez dwa, a czasem cztery konie? A widziałeś te ich

konie? Odpasione, zadbane, silne i zdrowe. Każdy wart tyle co drewno, które ciągnie na

wozie. Oni mają ze sto tysięcy koni, albo i więcej, a najgorszy z nich jest wart ze dwadzieścia

orgów. A wozy? Solidne, w większości nowe, każdy kupiec dałby za taki wóz co najmniej

kilkadziesiąt orgów. A wozy mieszkalne? Meble, piece, przybory kuchenne, dywany, łóżka,

koce, garnki... A broń, ubrania, żywność? A te ich wozy bojowe, o połowę szersze, z burtami

na dwa cale, ciągnięte przez poczwórne zaprzęgi? A to, czego nam nie pokazali? Złoto i

srebro w monetach i biżuterii, przyprawy, wina, magiczne amulety i talizmany, których też za

darmo nie rozdają. I to tylko kawałek ich majątku. Policz, a potem powiedz, czy to drewno to

przesada.

Przez chwilę Bergh naprawdę wyglądał, jakby próbował liczyć.

– Niech to szlag, miliony... wiele milionów.

– Tak. Prowadzimy przez te góry majątek, który zapełniłby cały cesarski skarbiec, i to

tak, że drzwi by się nie domykały. Gdyby mieli obrabiać drewno w trakcie drogi, przeprawa

zajęłaby im ze trzy razy więcej czasu; gdyby używali pośledniejszego drewna, most mógłby

się zawalić albo to przejście załamałoby się pod którymś wozem i straciliby kolejne dni. Nie,

oni nie są rozrzutni, tylko wiedzą, że mają jedną szansę na zdobycie swojej wyżyny, więc nie

zamierzają oszczędzać. Gonią za własnym marzeniem.

– Ciekaw jestem jakim.

– Może chcą znów zobaczyć młodych chłopców, jak wiosną wstępują w Krąg

Wojowników, między kamienne słupy postawione w Sendi’kah, by po raz pierwszy okrwawić

swoje kavayo. Albo siąść na kozioł i nie postawić stopy na ziemi, dopóki nie przejedzie się

pięćdziesięciu mil, a kołysanie wozu sprawi, że myśli płyną leniwie i tylko uderzenie serca

dzieli cię od krain snu. Albo poczuć wiatr we włosach, gdy pędzisz stepem, w jednym ręku

trzymasz wodze, w drugim miotacz dzirytów, a obok ciebie sunie jak lawina tysiąc innych

rydwanów.

Obejrzeli się na And’ewersa, który skończył mówić. Podszedł w czasie tyrady Velergorfa

i najwyraźniej wszystko słyszał.

– To dziwne – dziesiętnik zmrużył oczy – ale ciebie akurat nie podejrzewałbym o takie

myśli. Synowie już dorośli, a pragnienie, by wysłać ich rydwanami do bitwy, nie powinno

być szczytem marzeń ojca. Córki, przynajmniej dwie, na wydaniu, więc tu też powinieneś

raczej wybierać dla nich mężów i czekać na wnuki. Nie wiem, jak to powiedzieć – mlasnął

językiem – ale ze wszystkich Verdanno zawsze byłeś najbardziej chłodny, jeśli chodzi o

waszą wędrówkę.

– To prawda. – Kowal założył ręce na piersi, potężne muskuły napięły się pod kamizelką.

– Nie powinienem się cieszyć, ale...

Przez chwilę jego spojrzenie stało się nieobecne, jakby próbował zebrać myśli, których

sam nie był do końca świadom.

– ... ale dziś rano przeszedłem na drugą stronę tej góry, spojrzałem na dolinę, którą mamy

przebyć, i nagle dotarło do mnie, że... że za kilka dni mogę postawić stopę na wyżynie. W

domu. Dzięki wam przebyliśmy już ponad połowę drogi, może nawet dwie trzecie, a nie

sądziłem, że w ogóle wyjedziemy spod zamku. I wtedy nagle przypomniałem sobie o tych

wszystkich rzeczach, o których wam teraz mówię, i zrozumiałem, że tu – dotknął piersi – tu w

Перейти на страницу:

Похожие книги