Mak rozmawiał z Radą, a właściwie paplał o kąpielach w morzu, o piaszczystej plaży, drobnych muszelkach… Nie słuchał go. Nagle przyszła mu do głowy myśl, że, okazuje się, jest zdolny do odczuwania wątpliwości, wahań, niepewności… Ale przecież nawiedziły go one tylko we śnie! Czyżby i na jawie mógł w podobnej sytuacji je odczuwać? Przez dłuższą chwilę usiłował odtworzyć sobie sen ze wszystkimi szczegółami, ale sen wymykał mu się jak mokre mydło z mokrych rąk, rozpływał się i w końcu stał się zupełnie nieprawdopodobny. Wówczas Gaj pomyślał z ulgą, że to wszystko brednia, i kiedy Rada widząc, że nie śpi, zapytała, co jego zdaniem, jest lepsze — rzeka czy morze, odparł po żołniersku, jak stary koszarowy wyga: „Najlepsza jest porządna łaźnia”.
Nadawano operetkę. Było nudno. Gaj zaproponował napić się piwa. Rada poszła do kuchni i przyniosła z lodówki dwie butelki. Przy piwie rozmawiano o tym i o owym i tak jakoś zgadało się, że Mak w ciągu ostatniej pół godziny opanował podręcznik geopolityki. Rada wpadła w zachwyt, a Gaj nie uwierzył. Powiedział, że w tym czasie można było przekartkować podręcznik, może nawet go przeczytać, ale mechanicznie niczego nie rozumiejąc. Mak zażądał egzaminu, a Gaj podręcznika. Założyli się, że kto przegra, ten pójdzie do wuja Kaana i oświadczy mu, że kolega Szapszu jest mądrym człowiekiem i wspaniałym uczonym. Gaj otworzył podręcznik, znalazł na końcu rozdziału pytania kontrolne i zapytał: „Na czym polega wzniosłość moralna ekspansji naszego państwa na północ?” Mak odpowiedział własnymi słowami, ale zgodnie z tekstem i dorzucił, że jego zdaniem wzniosłość moralna nie ma tu nic do rzeczy, że cały problem polega na agresywności reżymów Chontii i Pandei. Gaj podrapał się obiema rękami w głowę, polizał palec, przerzucił kilka stronic i zapytał: „Jaka jest średnia urodzajność zbóż w rejonach północno-zachodnich?” Mak roześmiał się i powiedział, że o tych rejonach brak wszelkich danych. Nie dał się złapać i bardzo ucieszona Rada pokazała Gajowi język. „A jakie jest właściwe ciśnienie demograficzne przy ujściu Błękitnej Żmii?” Mak wymienił liczbę, wymienił odchyłkę i nie omieszkał dodać, że pojęcie ciśnienia demograficznego wydaje mu się nieprecyzyjne. W każdym razie nie rozumie, po co je wprowadzono. Gaj zaczął mu tłumaczyć, że ciśnienie demograficzne stanowi miarę agresywności, ale wtedy wtrąciła się Rada. Powiedziała, że Gaj mydli oczy i chce się wymigać od dalszego egzaminu, bo orientuje się, że jego sprawy źle stoją.
Gajowi strasznie się nie chciało iść do wujka Kaana i dla zyskania czasu zaczął się z nią spierać. Mak chwilę ich słuchał, a potem ni z tego, ni z owego oświadczył, że Rada nie powinna w żadnym wypadku wracać do restauracji i że musi się uczyć. Gaj, ucieszony zmianą tematu, wykrzyknął, że on już sto razy mówił jej to samo i nawet proponował postarać się o przyjęcie do Kobiecej Służby Pomocniczej, gdzie z jego siostry zrobią naprawdę pożytecznego człowieka. Ale Mak pokręcił głową, a Rada znów powiedziała, co myśli o KSP.
Gaj machnął na nich ręką, otworzył szafę, wyjął gitarę i zaczął ją stroić. Rada natychmiast poderwała się: zawsze była gotowa tańczyć. Mak zamilkł, odsunął na bok stół i stanął przed Radą gotów puścić się w tany. Gaj zagrał im i patrzył na tańczących. Dobrana para — myślał — szkoda tylko, że nie ma mieszkania i jeżeli się pobiorą, to będzie musiał przenieść się na stałe do koszar. No cóż, wielu kaprali tam kwateruje. Zresztą na razie nie wygląda na to, żeby Mak miał zamiar się żenić. Traktuje Radę jak dobrego kolegę, tylko bardziej serdecznie i z większym szacunkiem. Za to Rada zadurzyła się, to od razu widać. Jak jej te ślepia błyszczą! No bo i jak się tu w takim chłopaku nie zadurzyć! Maka cały dom lubi, chłopaki w drużynie też go lubią, tylko pan porucznik jakoś dziwnie się do niego odnosi… Ale i on nie zaprzecza, że to chłop na schwał.